Ciężarówka zjechała na lewy pas, by wpuścić inny pojazd – w jej tył wjechało rozpędzone Ferrari

W sobotnim zdarzeniu na niemieckiej autostradzie A38 pozornie obyło się bez wielkich uszkodzeń. Mimo to szkody finansowe wyliczono na kwotę aż 152 tys. euro, czyli około 650 tys. złotych. Wszystko dlatego, że jednym z samochodów uczestniczących w zdarzeniu było co najwyżej trzyletnie Ferrari GTC4 Lusso.

Jak doszło do tego zdarzenia? Jak na razie wiadomo tylko tyle, że autostradą w kierunku Lipska poruszał się samochód ciężarowy z przyczepą. Na węźle Nordhausen jego kierowca zjechał na lewy pas ruchu, by wpuścić na trasę powoli rozpędzający się samochód osobowy. Wtedy też w tył przyczepy uderzyło rozpędzone Ferrari.

37-letniemu kierowcy włoskiego superauta nic na szczęście się nie stało. Pozostaje jednak pytanie, kto był tego zdarzenia winien – czy kierowca ciężarówki nie zachował wystarczającej ostrożności przy zmianie pasa na lewy, czy może to kierowca Ferrari jechał z wyjątkowo wysoką prędkością, odbierając sobie możliwość bezpiecznego wyhamowania?

By odpowiedzieć na to pytanie, policja poszukuje świadków zdarzenia. Ja tymczasem przypomnę, że w Niemczech obowiązuje coś takiego jak „zalecana prędkość na autostradzie”. Wynosi ona 130 km/h i może mieć istotne znaczenie właśnie w takich przypadkach, jak ten opisany powyżej.

Jeśli na danym odcinku autostrady nie ma ograniczenia prędkości, teoretycznie możemy jechać i 300 km/h, nie narażając się przy tym na żadną karę. Musimy jednak liczyć się z tym, że przekraczamy zalecaną prędkość i w przypadku ewentualnego zdarzenia będzie to dla nas okoliczność obciążająca. Niemieckie sądy zaczęły stosować taką zasadę już w latach 80-tych, gdy na drogach zaczęło przybywać pojazdów znacznie przekraczających 130 km/h.