Ciężarówka marek Škoda i Porsche: pół silnika z Garbusa i koła wysokie na 150 cm

W tym artykule wystąpi ciężarówka, która była znana zarówno pod niemiecką marką Porsche, jak i pod czeską marką Škoda. Samochód będzie też miał zaskakujący układ jezdny, dwa różne silniki jednocześnie i nietypowe osiągi, a o wszystkim opowie nam Krystian Pyszczek.

Analizując drugowojenne starcia pomiędzy III Rzeszą a ZSRR na froncie wschodnim, można dojść do wniosku, iż jedną z przyczyn porażek Wehrmachtu na tym teatrze działań była pogoda. Oczywiście w pierwszej kolejności należy wspomnieć o siarczystej rosyjskiej zimie, do której niemieccy żołnierze nie byli kompletnie przygotowani, jednak należy pamiętać, iż z równie trudnymi warunkami należało się liczyć także podczas jesiennych i wiosennych roztopów. To właśnie w tych okresach, zwanych w Rosji rasputicą, drogi zamieniały się w prawdziwe morza błota, nieprzejezdne dla większości pojazdów wojskowych oraz ciężarówek z zaopatrzeniem. Problem ten okazał się być przy tym tak poważny, iż doprowadził on powstania dosyć nietypowej ciężarówki, która łączyła w sobie dorobek dwóch słynnych marek.

Cała historia zaczęła się w 1938 roku, gdy Czechosłowacja została częściowo anektowana przez Niemcy, a cały jej przemysł zbrojeniowy trafił w ręce Niemców. Ten sam los spotkał także zlokalizowane w mieście Mladá Boleslav zakłady Škody, które już w czasie wojny zaczęły dostarczać Wehrmachtowi  pokaźny wachlarz sprzętu obejmujący m.in. samochody, ciężarówki, a nawet czołgi. Warto przy tym wspomnieć, iż czeska technika była uważana za bardzo dopracowaną i nowoczesną, dlatego też trudno się dziwić, iż to właśnie tam zaczęto pracować nad ciężarówką mającą podbić Związek Radziecki.  Szefem całego programu został natomiast nie kto inny, a słynny inżynier Ferdinand Porsche. Choć nazwisko to kojarzone jest dzisiaj głównie z marką doskonałych aut sportowych, w czasie II wś. konstruktor ten ściśle współpracował z władzami III Rzeszy, zarówno przy pracy nad osobowymi Garbusami, jak i przy rozwijaniu czołgów typu Tygrys.

Prace nad omawianym pojazdem rozpoczęto już w 1941, natomiast pierwsze egzemplarze ukończono w roku 1942. Pojazd otrzymał nazwę Radschlepper Ost, czyli dosłownie „Ciągnik kołowy wschód”, co zapowiadało jego przeznaczenie. Choć stosowano też dwie inne nazwy, określając go mianem Škody RSO lub Porsche typ 175). Głównym wyróżnikiem tej konstrukcji były natomiast ogromne koła, o średnicy wynoszącej aż 1,5 metra. Aby było jeszcze ciekawiej warto dodać, iż koła te wykonano całkowicie ze stali, a zamiast opon zastosowano metalowe klocki, które wręcz wgryzały się w się ziemię. Ogółem Skodo-Porsche mierzyło 6,2 metra długości, 2,3 metra szerokości i nieco ponad 3 metry wysokości co czyniło je prawdziwym gigantem. Pojazd miał 12 ton DMC i 7 ton masy własnej, a 5 ton ładowności było przeznaczone głównie na balast, by Radschlepper Ost mógł holować znacznie cięższe maszyny lub ładunki.

Nietypowy układ jezdny nie był jednak jedyną ciekawą cechą niemiecko-czeskiej ciężarówki. Patrząc na zdjęcia szczególną uwagę  może przykuć także dosyć długa maska, która została zaprojektowana w ten sposób nie bez powodu. Źródło napędu Škody RSO stanowił chłodzony powietrzem 4-cylindrowy benzynowy motor rzędowy o pojemności 6 litrów i mocy 90 KM. Mając jednak na uwadze siarczyste rosyjskie mrozy, a co za tym idzie, także ewentualne problemy z odpalaniem, inżynierowie w przedniej części dodali drugi silnik działający niczym ogromny rozrusznik. Była to, niewielka 2-cylindrowa jednostka o pojemności 565 c m³ i mocy 12 KM, znacznie łatwiejsza w rozruchu i powstała w wyniku przecięcia na pół 4-cylindrowego motoru KdF-Wagen, stosowanego w ówczesnych Volkswagenach „Garbusach”. Oprócz tego opisywana ciężarówka posiadała 5-biegową skrzynię, która przekazywała moc na wszystkie cztery koła, a dodatkowym atutem była obecność blokad mechanizmów różnicowych. Późniejsze egzemplarze wyróżniała też charakterystyczna puszka montowana na dachu, nad przednią szybą. Wszystko wskazuje na to, że filtr układu dolotowego, który postanowiono przenieść wyżej, co chroniło go przed zamoczeniem w przypadku pokonywania przeszkód wodnych o dużej głębokości.

Egzemplarz z dolotem na dachu:

Choć na papierze Skodo-Porsche było naprawdę imponującym kawałkiem inżynierii, przeprowadzone testy wykazały, iż jest ona tak naprawdę konstrukcją kompletnie nieudaną. Długą listę wad otwierały marne właściwości terenowe: niemiecko-czeska ciężarówka miała skłonność do zapadania się w grząskim gruncie, a i podjazd pod większe pagórki stanowił nie lada problem. Także prędkość maksymalna na poziomie zaledwie 16 km/h niezbyt dobrze wpisywała się w niemiecką koncepcję wojny błyskawicznej. Ponadto z racji długiej maski kierowca miał do dyspozycji ograniczoną widoczność, a hałas układu napędowego był podobno wręcz nie do wytrzymania. Jednak największy problem opisywanej ciężarówki stanowiło wręcz kolosalne zużycie paliwa: przy dobrej nawierzchni Radschlepper Ost zużywał aż 200 litrów benzyny na 100 kilometrów, natomiast podczas jazdy z obciążeniem, mając dodatkowo standardowe ciężarówki na holu, ciągnik potrafił spalić aż 600 litrów na 100 kilometrów!

Czytając powyższy akapit można dojść do wniosku, iż cały projekt ostatecznie anulowano. O dziwo tak się jednak nie stało i Škoda RSO/Porsche typ 175 ostatecznie zostały zatwierdzone do produkcji seryjnej, ze wszystkimi swoimi wadami, a do 1944 roku zbudowano 206 egzemplarzy. Co jednak ciekawe nigdy nie trafiły one na front wschodni, w zamian za to udając się na zachód Europy. W ograniczonym stopniu brały udział m.in. w walkach w Normandii i Holandii, a do tego mówi się, iż pojedyncze egzemplarze uczestniczyły podczas zimowej kontrofensywy niemieckiej w Ardenach na przełomie 1944 i 1945 roku. Do dzisiaj nie zachował się ani jeden egzemplarz.

Amerykańscy żołnierze oglądają porzucony egzemplarz Škody RSO/Porsche typ 175, na froncie zachodnim. Widać tu pełne koła, typowe dla egzemplarzy seryjnych: