W ubiegły piątek odbyło się wydarzenie o nazwie „Bezpieczna Jazda z Ford Trucks”. Dla przewoźników była to okazja, by zapoznać się z najnowszym wcieleniem ciężarowych Fordów, w tym modelem F-Max po wiosennej modernizacji, a także nowym modelem F-Line, zastępującym model Cargo. Ja natomiast wykorzystałem to wydarzenie, by zebrać dla Was kilka poniższych wniosków, układając się w pięć stwierdzeń.
1. Oferta Ford Trucks jest obecnie wyjątkowo różnorodna
Jedną z atrakcji towarzyszących tej akcji były szybkie przejazdy po torze. Każde okrążenie przewidywało około dziesięciu zakrętów, trzy wzniesienia, a także trzy fragmenty z płytami poślizgowymi. Do dyspozycji uczestników były przy tym dwa Fordy F-Maxy oraz jeden Ford F-Line, we wszystkich trzech przypadkach tworzące zestawy z naczepami. Była to więc świetna okazja, by porównać właściwości jezdne obu modeli i zdać sobie sprawę jak kompletnie różnymi są one produktami.
W wyżej zawieszonej kabinie F-Maxa, w szerokim, przestronnym i dobrze wyciszonym wnętrzu, czujemy się jak w nowoczesnej ciężarówce do ruchu dalekobieżnego przystało. Pozycja za kierownicą jest naprawdę niezła, a nowe wspomaganie kierownicy, z regulowaną siłą działania, pozwala zarówno łatwo manewrować, jak i cieszyć się odpowiednią precyzją w łukach. Za to mniejszy F-Line przypomniał na torze, że został stworzony z myślą o pracy na dalekich od ideału drogach lokalnych. Operowanie układem jezdnym wymagało tu więcej siły, krótki rozstaw osi wymagał też większej uwagi, ale ogólne wyczucie tego pojazdu było na świetnym poziomie. Poza tym szeroka na zaledwie 2,2 metra kabina F-Line’a dawała zupełnie inne wrażenia z obserwacji drogi. Do tego możemy oczywiście dodać kompletnie różny wystrój oraz zagospodarowanie wnętrza.
Wszystko to razem pokazywało, że Ford nieustannie stara się poprawiać komfort jazdy F-Maxem, z myślą o wielodniowym pokonywaniu długich dystansów, a za to model F-Line utrzymał w roli prostego woła do pracy. Dzisiaj tak silne rozróżnienia niemal już się w branży nie zdarzają, czyniąc te dwa modele jednym z najbardziej charakterystycznych połączeń na rynku.
2. Nowa skrzynia biegów Ecotorq naprawdę robi wrażenie;
Kolejną częścią piątkowego wydarzenia była jazda po dużej płycie poślizgowej. Tutaj głównym założeniem było omijanie przeszkód z rozstawionych słupków, choć wiadomo jak bywa w praktyce – wszystko okazało się też okazją, by nieco poszaleć. Do dyspozycji był przy tym ciągnik siodłowy Ford F-Max, tym razem bez naczepy, a także dwa podwozia pod zabudowy, reprezentujące starszy, wycofany właśnie model Cargo (to właśnie jego zastąpił F-Line). I tutaj po raz kolejny pojawiła się okazja do ciekawego porównania produktowego, tym razem dotyczącego skrzyń biegów.
F-Max miał na pokładzie nową, 16-biegową skrzynię zautomatyzowaną Ford Ecotorq. Przekładnia ta została opracowana przez tureckie biuro projektowe Ford Otosan i stanowi obecnie wyposażenie standardowe wszystkich nowych egzemplarzy. Za to starsze Cargo nadal dysponowały 12-biegową przekładnią ZF Traxon pierwszej generacji, z której Ford korzystał do czasu wprowadzenia własnych przekładni. W trakcie jazdy w poślizgach szybko ujawniły się olbrzymie różnice między tymi dwiema konstrukcjami, zwłaszcza pod względem tempa ich reakcji. Ze skrzynią Ecotorq można było pobawić się nawet w trybie automatycznym, dzięki naprawdę świetnej reakcji na każdy ruch pedału gazu. Za to Traxon wymagał częstszych ingerencji manualnych i działał po prostu wyraźnie wolniej. Tym samym mogę potwierdzić, że Ford dotrzymał premierowej obietnicy, mówiącej o 40-procentowym przyspieszeniu pracy nowej przekładni.
Co natomiast z wytrzymałością nowej skrzyni? Niestety, na ten temat nie ma jeszcze większych danych, gdyż Ecotorq trafił na produkcję dopiero latem ubiegłego roku i trafia wyłącznie do Fordów.
3. Ford F-Max może być ozdobą floty
Przyglądając się F-Maxom uczestniczącym w wydarzeniu, trudno było nie zwrócić uwagi na ich wygląd. Najnowsze ciągniki dostarczono w żywych, pastelowych kolorach, a ponadto większość z nich miała na sobie szereg dodatków oświetleniowych. Efekt ten jest zasługą firmy Turbańscy, dealera marki Ford Trucks z wielkopolskiego Głuchowa. To właśnie jego pracownicy postanowili pokazać, że pomimo nadal ograniczonej dostępności dodatków do tego modelu, nowy F-Max może naprawdę wyróżnić się na drodze.
Jeden z pierwszych projektów firmy Turbańscy pokazywałem Wam już kilka miesięcy temu, w następującym artykule: Tuningowany Ford F-Max w międzynarodowym assistance – Sesja Miesiąca 2/2024. Za to podczas omawianego wydarzenia pokazano kolejne realizacje, na czele z zielonym egzemplarzem utrzymanym w tak zwanym w holenderskim stylu. Otrzymał on charakterystyczne dodatki lakiernicze, włącznie z pomalowanymi wnętrzami reflektorów, a ponadto wyróżniły go dolne orurowania, klasycznie rozmieszczone oświetlenie, ciekawie wykończone koła i ozdobna podłoga w kabinie. W takim stanie samochód pełni nie tylko rolę demonstracyjną, ale też rozpoczął codzienną pracę w firmie Turbańscy, która poza sprzedażą i serwisem ciężarowych Fordów zajmuje się po prostu transportem.
4. Elektryfikacja naczep to uniwersalny sposób na ekologię
Jeden z prezentowanych zestawów zwracał uwagę także podpiętą naczepą. Była to w pełni elektryczna chłodnia Schmitz Cargobull S.KOe COOL, w miejscu zbiornika paliwa mająca podwieszoną baterię, a na środkowej osi wyposażona w silnik elektryczny, pełniący rolę generatora prądu. Niedawno prezentowałem Wam ten pojazd przy okazji jego polskiej premiery, w siedzibie firmy EWT Truck&Trailer, autoryzowanego przedstawiciela marki Schmitz Cargobull. Wówczas elektryczna chłodnia była podpięta do elektrycznego Mercedesa eActrosa 300, tworząc zestaw zasilany wyłącznie prądem, mogący kosztować małą fortunę i po prostu oderwany od obecnych realiów polskiego transportu. Za to podczas omawianych jazd próbnych na torze tę samą chłodnię podpięto do najzwyklejszego Forda F-Maxa, wyposażonego w 13-litrowy silnik diesla.
Ten przykład doskonale pokazuje, że elektryfikacja naczep jest znacznie bardziej uniwersalnym rozwiązaniem niż elektryfikacja ciągników. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie, by stworzyć hybrydowy zestaw, w którym ciągnik nadal napędzany jest dieslem, dysponując przy tym zasięgiem rzędu kilku tysięcy kilometrów, natomiast naczepa chłodnicza zasilana jest prądem, nie produkując spalin i realizując cele w zakresie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Taki układ będzie znacznie tańszy od zestawu całkowicie elektrycznego, a przy tym bardziej uniwersalny. Poza tym na torze dało się wyczuć, że naczepa typu S.KOe COOL faktycznie nie należy do pojazdów ciężkich, pod względem masy własnej będąc porównywalnym z konwencjonalną naczepą o spalinowym agregacie i pełnym zbiorniku paliwa. Wynika to z zastosowania lekkiej baterii, o pojemności 32 kWh. Więcej na ten temat możecie przeczytać w następującym tekście: Elektryczna chłodnia już w Polsce: jak działa, jakie oferuje osiągi, ile kosztuje?
5. Szkolenia na torze to świetny sposób na naukę i rozrywkę
To już wniosek bardziej ogólny, nieodnoszący się do żadnego z prezentowanych produktów. Otóż patrząc na te wszystkie atrakcje, przez cały dzień wykonane przez zebranych na miejscu przewoźników, trudno było nie zauważyć, że jazda w torowych warunkach może dostarczać zarówno świetną rozrywkę, jak i pożyteczne lekcje. Na własnej skórze można było się przekonać, że ominięcie przeszkody na śliskiej nawierzchni przy prędkościach 30 lub 50 km/h to dwa różne tematy. W takich warunkach można też zobaczyć potęgę sprawnego systemu ABS, pozwalającego zachować kontrolę przy hamowaniu, czy też przekonać się co tracimy po wyłączeniu systemu stabilizacji jazdy. Z kategorii „absolutnie nie próbuj tego na drodze” wyróżniły się zwłaszcza przejazdy po płycie poślizgowej w formie ronda, ciągnikami mającymi podpięte nieobciążone naczepy. Tutaj można było się przekonać, jak łatwo pusta naczepa może wypaść z toru jazdy oraz jak olbrzymia jest różnica między śliską oraz suchą nawierzchnią.
Kilka dodatkowych informacji
Omawiane wydarzenie odbyło się w Ośrodku Doskonalenia Techniki Jazdy „Akademia Kierowcy” w Międzychodzie pod Śremem (woj. wielkopolskie). Poglądowe zdjęcie toru, wykonane „z lotu ptaka”, możecie zobaczyć poniżej. Organizatorami wydarzenia były firmy Ford Trucks Polska, Turbańscy oraz EWT Truck&Trailer.
Na koniec wyjaśnię też kwestię modernizacji w Fordzie F-Maxie, wszak sporo się ostatnio w tym temacie dzieje. Samochody po wspomnianych, wiosennych zmianach to wersja, która obecnie znajduje się w sprzedaży. Dysponuje ona silnikiem o mocy 500 KM, posiada systemy elektroniczne zgodne z nową listą obowiązkowych elementów wyposażenia (m.in. „radar martwego pola”), a od starszych egzemplarzy różni się też większa stacją multimedialną oraz ciemniejszym wystrojem wnętrza. Za to w ciągu kilku miesięcy w sprzedaży ma pojawić się jeszcze nowsza wersja, po jesiennej modernizacji, pokazanej na targach IAA Transportation 2024 w Hanowerze. Tutaj wyróżnikiem mocno przeprojektowany silnik, wzmocniony przy okazji do 510 KM, a także system kamer zastępujących lusterka, z obiektywami zamontowanymi w bardzo ciekawy sposób, pod bocznymi szybami. Więcej na temat: Zmodernizowany Ford F-Max: mocniejszy silnik i kamery pod bocznymi szybami
Widok na tor w Międzychodzie:
Kolejna modernizacja F-Maxa, pokazana w Hanowerze: