Ciągnik z 1974 roku dalej w regularnej pracy – 200-konny Atkinson na autostradach

51-letni ciągnik siodłowy z 200-konnym silnikiem bez turbiny, jednozakresową skrzynią biegów oraz kabiną przestarzałą już w czasach nowości – z polskiego punktu widzenia łatwo to sobie zobrazować, wszak do opisu idealnie pasuje krajowy Jelcz 317. No to teraz wyobraźmy sobie, że ktoś podpina do takiego Jelcza współczesną naczepę kurtynową, umieszcza w niej 10-tonowe ładunki i regularnie wyjeżdża na trasy w gęstym, autostradowym ruchu, obejmującym także liczne podjazdy pod wzniesienia. To wyobrażenie może stanowić idealny wstęp do nagrania, któremu przyjrzymy się poniżej.

Omawiany film:

Na filmie widzimy brytyjski ciągnik siodłowy Atkinson Borderer z 1974 roku. Jest to ciężarówka w pełni odrestaurowana i regularnie wystawiana na zlotach, a jednocześnie nadal wykorzystywana do realnej pracy. Mowa tu o przewozie ładunków w brytyjskiej firmie Comfortex, specjalizującej się w produkcji materacy i potrzebującej krajowego transportu z naczepą kurtynową. Co prawda nie są to codzienne wyjazdy, a zlecenia raczej sporadyczne, niemniej nadal potrafią się one złożyć na roczny przebieg rzędu kilkunastu tysięcy kilometrów. I właśnie jedną z takich tras, łączącą Manchester z oddaloną o ponad 200 kilometrów miejscowością Louth, możemy zobaczyć na powyższym nagraniu. Do około 5:30 widać tam załadunek i przygotowanie do pracy, a następnie pojazd wyrusza na trasę, najpierw poruszając się po autostradzie M62, a następnie po krętych i wąskich drogach lokalnych, obfitujących w ronda.

Film mówi sam za siebie, więc nie będę to tutaj opisywał lub streszczał. Wyjaśnię jednak kilka szczegółów technicznych dotyczących zestawu. Zacznijmy od naczepy, która okazuje się typowo brytyjskim pojazdem o wysokości 4,48 metra. W połączeniu z malutką kabiną 51-letniego ciągnika oznacza to olbrzymi opór aerodynamiczny. Ponadto naczepa ma specjalnie przesunięty sworzeń królewski, skutkujący skróconym zwisem przednim. Jest to konieczne z uwagi na krótki rozstaw osi ciągnika i przez to też prawdopodobieństwo zahaczenia naczepą o kabinę. Masa umieszczonego w naczepie ładunku wynosiła na nagraniu około 10 ton.

Kilka kadrów z filmu:

Jeśli chodzi o sam ciągnik, to jest to Atkinson Borderer z końca produkcji tego modelu. Wykorzystał on kabinę, która zadebiutowała na rynku jeszcze w 1958 roku, dwanaście lat później poddano ją modernizacji i utrzymano w produkcji do roku 1975. Nadwozie miało typowy dla ówczesnych ciężarówek brytyjskich, bardzo duży zakres przeszklenia, ale do tego oferowało niestety marną ergonomię. Większość Bordererów z lat 70-tych występowała z jednym z dwóch wolnossących silników: 10,5-litrowym, 180-konnym brytyjskiej marki Gardner lub 12,2-litrowym, 200-konnym amerykańskiej marki Cummins. Do tego zazwyczaj dokładano jedną z dwóch niezsynchronizowanych przekładni: 6-biegową brytyjskiej marki David Brown lub 10-biegową amerykańskiej marki Fuller. W ciągniku z filmu mamy akurat Cumminsa z Davidem Brownem, co można określić średnią konfiguracją z oferty. Na filmie widać jak wolnossąca jednostka męczy się na wzniesieniach, schodząc nawet do 40 km/h i musząc pracować na bardzo wysokich obrotach. Choć nie brakuje też momentów, gdy ponad 50-letni klasyk wyprzedza inne ciężarówki, oczywiście na płaskim terenie. Wynika to z faktu, że Atkinson Borderer nie posiadał ogranicznika prędkości, a rozpiętość przełożeń dobrano z myślą o prędkości maksymalnej rzędu 90 lub nawet 92 km/h. Poza tym część egzemplarzy Borderera miała na pokładzie wspomaganie kierownicy od marki ZF, ale nie było to zupełną normą.

Pisząc o dawnym brytyjskim ciągniku, należy się też pewna dygresja. Otóż gdyby na filmie wystąpiła kontynentalna ciężarówka z tego samego rocznika, szwedzkiej, niemieckiej, francuskiej lub włoskiej produkcji, cały przejazd zapewne bardziej przypominałby współczesny transport. W końcu w tym samym okresie kontynentalne marki osiągały już moce rzędu 250-350 KM, a także dysponowały znacznie przestronniejszymi, szerokimi kabinami o umiarkowanych tunelach. Po prostu brytyjski przemysł motoryzacyjny był w tamtym okresie w poważnym kryzysie, a wytwarzane na Wyspach ciężarówki uchodziły za bardzo przestarzałe i były obiektem ostrej krytyki. Świetnie opisuje to autor książki „Not all Sunshine and Sand”, brytyjski kierowca Paul Rowlands, w ramach wspomnień z przełomu lat 60-tych oraz 70-tych. Fragment tej książki zamieszczam poniżej, a więcej informacji na omawiany temat znajdziecie w tym artykule: Jak upadli wszyscy brytyjscy producenci ciężarówek, czyli historia zniknięcia z rynku kilkunastu marek

To był czas wielkich zmian w transporcie. Stare czasy odchodziły, a nadchodziły zupełnie nowe. […] Ciężarówki brytyjskiej produkcji miały „niezawodną” mechanikę oraz kabiny skonstruowane z myślą o potrzebach przewoźników. Co natomiast z kierowcą?

Klimatyzacja była gwarantowana przez nadwozie ze szparami i dziury w podłodze, przez które do środka wprowadzono pedały. W niektórych ciężarówkach można było nawet zobaczyć asfalt umykający pod naszymi stopami, gdyż dziura pod nimi była tak duża. Siedzisko było pokrytym materiałem kawałkiem gąbki na odrobinie sklejki, służącej często też za pokrywę akumulatora. Oparcie było kolejnym kawałkiem materiału na odrobinie gąbki, przykręconym dodatkowo do ściany kabiny.

Ogromny silnik nie miał praktycznie żadnej izolacji dźwiękowej, był zaraz pod twoją ręką i gdybyś nie położył na niego pięćdziesięciu koców podarowanych przez żonę lub mamę to wszyscy bylibyśmy głusi… przepraszam, cierpielibyśmy na szumy uszne. Czasami, jadąc w dużym mrozie, dwadzieścia z tych koców używałeś też do przykrycia nóg, żeby zdołać utrzymać je na pedałach.

„Ależ kierowco, ogrzewanie? Masz przecież silnik, który cię ogrzeje. To praca dla prawdziwych mężczyzn, jeśli ci się nie podoba, to tam są drzwi” – brzmiała najczęściej odpowiedź na pretensje.

Transport drogowy odchodził od epoki kamienia łupanego. Przechodziliśmy z ciężarówek brytyjskich takich marek, takich jak AEC, Atkinson i ERF z silnikami Leyland lub Gardner, do świetnie wyposażonych, cywilizowanych ciężarówek z Europy z prawdziwym ogrzewaniem, biegami zmieniającymi się niczym w autach osobowych, cichymi silnikami i egzotycznymi nazwami jak na przykład Scania, Volvo i Mercedes.