Ciągnik siodłowy IFA L60, który zarabia na siebie od ćwierć wieku, czyli historia pracusia rodem z NRD

ifa_1989_nowa_wywrotka

Niemiecki ciągnik siodłowy o bardzo prostej i wytrzymałej budowie, pamiętający konstrukcją połowę lat 60-tych. Jaką ciężarówkę mam na myśli, jakiegoś MAN-a F8, a może Mercedesa LP? Nic bardziej mylnego, chodzi tutaj o NRD-owski produkt marki IFA, a konkretnie model L60. Jacek Nowacki, jeden z Czytelników 40ton.net, dotarł do fascynującej historii jednego z egzemplarzy takiej IFY i przesłał mi cały zestaw materiałów, aby mógł Was z tą historią zapoznać.

Wszystko zaczęło się w 1989 roku, kiedy do rodziny Adama Ratajczaka z Jarocina trafiła fabrycznie nowa IFA L60. Była to dwuosiowa wywrotka z napędem na cztery koła, którą połączono z przyczepą-wywrotką marki HL, również dwuosiową i postawioną oczywiście na obrotnicy. W Polsce 1989 roku był to całkiem porządny i praktyczny zestaw, zwłaszcza że ciężarówkę wyposażono w odchylaną kabinę, pneumatyczne sprzęgło, dołączany przez naciśnięcie przycisku w kabinie napęd przedniej osi, wspomaganie kierownicy oraz 9-litrowy silnik o mocy 180 KM, za którego konstrukcję odpowiadała firma MAN.

ifa_ciagnik_siodlowy_1989_1

Kiedy tylko w 1991 roku pan Adam zdał na zawodowe prawo jazdy, stał się on stałym kierowcą tego pojazdu, pracując u właściciela ciężarówki, czyli jego wujka. Praca polegała tutaj przede wszystkim na przewozie materiałów sypkich, w tym głównie tłucznia na budowę dróg, a kiedyś nawet żwiru z okolic Otmuchowa pod budowę fundamentów bazyliki w Licheniu. Co więcej, w 1997 roku pan Adam stał się także właścicielem ciężarówki, odkupując ją od wujka, a także poważnie zmieniając jej charakter. Kierując się fachowymi radami ojca, pana Zygmunta, który przez wiele lat zarabiał na życie jako kierowca ciężarówki, Adam Ratajczak zdecydował się bowiem przerobić wywrotkę na ciągnik siodłowy.

Świeżo powstały ciągnik został połączony z bardzo charakterystyczną naczepą – 2-osiową, 30-paletową konstrukcją burtową firmy Brandys z 1990 roku. Była to naczepa wyposażona w 9-tonowe osie Raba z oponami w rozmiarze 425, co pozwalało ładować na pojazd aż 20 ton. Choć cały zestaw wyglądał więc raczej niezbyt imponująco, z uwagi na malutką szoferkę oraz tylko 12,6-metrową naczepę, jego możliwości przewozowe niewiele odstawały od większych pojazdów. Do czego jednak wykorzystywano te możliwości? Jedną z pierwszych tras IFY jako ciągnika był kurs do zalanego przez powódź Wrocławia z naczepą pełną darów dla mieszkańców miasta. Codzienna praca pojazdu polegała natomiast przede wszystkim na wożeniu środków chemicznych, a przez pewien czas także dżemów. Jak powszechnie wiadomo, ładunki tego typu nie należą do lekkich, dlatego też na pokładzie naczepy wielokrotnie znajdowało się nawet około 20 ton. 180-konny silnik miał wówczas mnóstwo roboty, ale o dziwo jakoś sobie z takim ciężarem radził. Spalanie wynosiło od 24 do 30 litrów, natomiast na w miarę równym terenie udawało się utrzymać na liczniku około 70-80 km/h. Pan Adam zwraca uwagę, że było to zasługą dobrej, ośmiobiegowej skrzyni biegów, która umożliwiała wykorzystanie każdego drzemiącego pod kabiną konia.

ifa_ciagnik_siodlowy_1989_6

Choć zielona ciężarówka i jej niebieska towarzyszka naprawdę nie miały lekko, cały zestaw przez kilkanaście lat pracował naprawdę dzielnie. W 2000 roku oba pojazdy zostały rozebrane, wypiaskowane i pomalowane na nowo, co miało oczywiście uchronić blachę przed rdzą. Do tego doszło spawanie głowic silnika, które stały dzięki temu podobno jeszcze trwalsze niż w oryginale, a z czasem także remont jednostki z wymianą tulei i tłoków. Jeśli natomiast chodzi o mosty i skrzynię biegów, to nigdy nic nie było przy nich robione, gdyż nie było po prostu takiej potrzeby. Jako ciekawostkę mogę jeszcze dodać fakt, że pan Adam musiał w międzyczasie dołożyć do IFY ogranicznik prędkości. Był to tak naprawdę chyba najbardziej bezsensowny wydatek w całym okresie eksploatacji pojazdu, bo rozpędzenie do 90 km/h ponad 30-tonowego zestawu o mocy 180 KM zawsze pozostało przecież w sferze marzeń.

Przebieg ciężarówki nie jest do końca znany, gdyż w 2001 roku zamontowano nowy tachograf, natomiast stanu poprzedniego licznika nigdy szczególnie nie pilnował, gdyż miał on tylko pięć cyfr. Ten nowy tachograf wskazuje dzisiaj pół miliona kilometrów, zaś przed jego zamontowaniem na koła nakręciło się podobno około trzysta tysięcy. Razem mamy więc osiemset tysięcy, które jest doskonałym wynikiem jak na wschodnioniemiecką ciężarówkę eksploatowaną w nietypowy dla niej sposób. Co więcej, przebieg ten cały czas się zwiększa. Adam Ratajczyk ma co prawda od trzech lat nowszą ciężarówkę, konkretnie Iveco Stralis z naczepą, lecz od czasu do czasu wsiada także za kierownicę IFY i rusza nią do pracy. W ostatnich dniach zielona ciężarówka była na przykład w Szczecinie, gdzie dzielnie towarzyszyła Stralisowi prowadzonemu przez szwagra pana Adama.

O pełnoetatowym zajęciu dla wschodnioniemieckiej ciężarówki nie ma jednak chwilowo mowy. Dlatego też jej właściciel rozważa sprzedaż całego zestawu i wystawił już nawet ogłoszenie. Jak sam przyznaje, nie jest do tej sprzedaży do końca przekonany, bo darzy auto ogromnym sentymentem. Z drugiej jednak strony, jeśli pojawi się jakaś ciekawa oferta, to żal będzie nie skorzystać.

Opisywana IFA na tle wschodu słońca. Zdjęcia: Jacek Nowacki

ifa_ciagnik_siodlowy_1989_5 ifa_ciagnik_siodlowy_1989_4 ifa_ciagnik_siodlowy_1989_3 ifa_ciagnik_siodlowy_1989_2