Białoruska przestroga przed pracą u zagranicznych przewoźników – historia pewnego kierowcy bez doświadczenia

Białoruskie oraz rosyjskie media obiega historia Michaiła, który postanowił zatrudnić się jako kierowca w polskiej firmie transportowej. Wszystko ma być formą przestrogi dla początkujących kierowców, uświadamiając im typowe dla tej branży zagrożenia. Dodaje się przy tym, że przed wyjechaniem za pracą do Polski, Litwy lub Rosji naprawdę warto zdobyć odpowiednie doświadczenie. Powinno ono przewidywać co najmniej kilka miesięcy jazdy, w czasie których nauczymy się wyczuwać rozmiary pojazdu. Inaczej można paść ofiarą bardzo podobnej sytuacji.

Cała historia jest bardzo długa, więc postaram się ująć ją w pewnym streszczeniu. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że Michaił to Białorusin z Grodna, który skusił się na stosunkowo wysokie zarobki i postanowił zostać kierowcą. Jeszcze na Białorusi zdobył niezbędne kategorie prawa jazdy, a następnie pojechał do Polski, do Lublina, by zdobyć kwalifikację zawodową.

Choć nie miał najmniejszego doświadczenia, szybko otrzymał propozycję pracy. Nadeszła ona z niewielkiej firmy transportowej z Koszalina, mającej zaledwie sześć ciągników. Początkowy plan był taki, by Michaił ruszył w pierwszą trasę z bardziej doświadczonym kolegą. Następnie zaś miał sam jeździć na tzw. „przerzutach”.

Ten bardziej doświadczony kolega musiał jednak wyjechać w pilną trasę i początkujący Białorusin został wysłany na przerzuty zupełnie sam. Dostał do dyspozycji praktycznie nowego DAF-a XF Super Space Cab i miał przez trzy tygodnie jeździć po Europie.

Co było dalej? W Szwecji Białorusinowi ktoś uderzył w kabinę, a następnie uciekł. Następnie mężczyzna zsunął się z pobocza do rowu i musiał skorzystać z holownika pomocy drogowej. W Holandii Michaił wjechał zaś na płytki chodnikowe, zniszczył je, a okoliczni mieszkańcy wezwali policję.

Rachunki za powyższe przygody były wystawiane na firmę. Problem pojawił się jednak w momencie, gdy bank zablokował karty płatnicze, jako że koszaliński przewoźnik wpadł w poważne problemy. Po pierwszym nieopłaconym tankowaniu Michaił musiał więc prosić rodzinę z Białorusi, by przesłała mu pieniądze. Wydał wówczas na paliwo pożyczone 260 euro.

W międzyczasie przestał też działać firmowy telefon, problemy z paliwem się przedłużały, a do tego wyszło na jaw, że inni firmowi kierowcy od kilku miesięcy nie uzyskali wypłaty. Jak się później okazało, wszystkie sześć ciężarówek odebrał w końcu bank, podobnie jak samochód osobowy właściciela. Sam Michaił musiał wrócić do Grodna bez pieniędzy, nie odzyskując nawet wspomnianych 260 euro. Choć żona przewoźnika obiecuje, że z czasem pieniądze zostaną zwrócone.

Sam Michaił planuje wkrótce wrócić do Polski i znaleźć tu nowego pracodawcę. Jak twierdzi, sporo się w ostatnich tygodniach nauczył i gotów jest, by znowu rozpocząć pracę na zachodniej „międzynarodówce”. Jazdy u białoruskiego przewoźnika nawet przy tym nie rozważa, z uwagi na bardzo złe opinie o warunkach pracy.

Źródło zdjęcia oraz informacji: auto.tut.by

Na zdjęciu: DAF prowadzony przez Michaiła, z utworzonym na brudzie napisie „need help”. Białorusin miał nadzieję, że dzięki temu ktoś pomoże mu wyjechać z powrotem na jezdnię. Niemniej jedyną pomoc zaoferowała szwedzka pomoc drogowa, za kwotę 660 euro.