Auto osobowe wbiło się pod zepsuty zestaw – kierowca próbował nieść ratunek

Zdjęcia: Thüringer Polizei

Gdy pojawił się oficjalny komunikat na tego wypadku, policja pisała o „co najmniej jednej ofierze śmiertelnej”. Dokładną liczbę zmarłych trudno było jednak określić, z uwagi na zniszczenia o naprawdę niespotykanym charakterze.

Do wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę, około północy, na niemieckiej autostradzie A4 pod miastem Eisenach. Na pasie awaryjnym zatrzymał się wówczas MAN TGX z niemieckiej firmy transportowej, prowadzony przez 52-letniego kierowcę z Polski. Na tył tej ciężarówki najechało rozpędzone auto osobowe, prawdopodobnie będące minivanem Toyota Verso. Poazd ten wbił się pod naczepę do mniej więcej 2/3 długości, a następnie stanął w płomieniach.

Kierowca ciężarówki natychmiast ruszył na pomoc, chcąc ratować osoby potencjalnie znajdujące się we wraku. Niewielka, ręczna gaśnica okazała się jednak zupełnie bezskuteczna. Co więcej, ogień szybko przeniósł się do wnętrza naczepy, gdzie znajdował się ładunek gumowego granulatu. To zamieniło ciężarówkę w prawdziwą pochodnię, a ugaszenie pożaru przez strażaków wymagało aż półtoragodzinnej akcji.

Kierowca auta osobowego na pewno zginął na miejscu. Służby nie wykluczały też śmierci pasażera lub pasażerów, choć w momencie publikowania komunikatu nie udało się tego jeszcze potwierdzić. Wartość strat finansowych wstępnie oszacowano na ponad 100 tys. euro, a jednocześnie wszczęto dochodzenie w sprawie przyczyn zdarzenia. Jedną z analizowanych kwestii może być przy tym przyczyna postoju ciężarówki na pasie awaryjnym. Sam kierowca zestawu, któremu na szczęście nic się nie stało, tłumaczył to policji po prostu awarią.