250 tys. złotych dopłaty za 600-konny silnik w ciężarówce – tyle się płaciło 40 lat temu

W nawiązaniu do tekstu:

Jazda ciężarówką z prędkością około 200 km/h, w latach 70-tych? Amerykańscy “kowboje” potrafili i tak

Ciężarówki wchodzą w erę automatyzacji, a branżę transportową podobno czeka kryzys. Żeby więc zachować równowagę psychiczną, cofnijmy się teraz do wyjątkowego okresu. Czasów, gdy mechaniczna potęga ciężarówek była nieskrępowana, osiągało się ogromne prędkości, a ceny ciągników siodłowych przyprawiały o zawrót głowy.

Początek tej historii znajdziecie pod powyższym linkiem. Jest tam między innymi przykład Peterbilta 359 z 1979 roku, który z fabryki wyjechał z 19-litrowym, 600-konnym silnikiem Cumminsa, bardzo szybkim przełożeniem tylnych mostów oraz dwudrążkową, 20-biegową skrzynią. Podkreślam też, że nie była to konfiguracja do transportu specjalistycznego lub ponadgabarytowego. Był to ciągnik po prostu do szybkiej jazdy, nawet z prędkościami oscylującymi wokół 200 km/h. W Ameryce lat 70-tych i 80-tych takie rzeczy po prostu się zdarzały, i to nie tylko na ekranach kin. A w tym artykule odpowiemy sobie na pytanie ile to wszystko kosztowało?

Na początku lat 80-tych za fabrycznie nowego Peterbilta 359 w bazowej konfiguracji, z około 300-konnym silnikiem, trzeba było zapłacić mniej więcej 40 tys. dolarów. Po uwzględnieniu inflacji, to około 110 tys. dzisiejszych dolarów, czyli około 450 tys. dzisiejszych złotych. Sporo, lecz ciężarówki w Ameryce zawsze były droższe niż w Europie. Na podobnym poziomie cenniki utrzymują się tam także dzisiaj.

Co natomiast z konfiguracjami do bardzo szybkiej jazdy, dla najbogatszych i najbardziej żądnych przygód kierowców-właścicieli? Na to pytanie może odpowiedzieć nam cennik z 1981 roku, przedstawiający dopłaty za poszczególne wersje silnikowe. Pierwszą opcją był przy tym 380-konny Caterpillar, o rzędowej konstrukcji i pojemności 14,6 litra. Jednostka ta wymagała dopłacenia 3,5 tys. ówczesnych dolarów, czyli około 10 tys. dolarów dzisiejszych. Nieco bogatsi mogli też sobie pozwolić na Caterpillara o układzie V8, mającego 18 litrów pojemności i rozwijającego 450 KM. Był to wydatek 11 tys. ówczesnych dolarów, czyli około 31 tys. dolarów dzisiejszych.

Za to by wyjechać z salonu ciągnikiem 600-konnym, takim jak ten wspomniany u góry, za sam silnik trzeba było dopłacić ponad 21 tys. ówczesnych dolarów. Taka wartość mogłaby robić wrażenie nawet przed inflacją, a po jej uwzględnieniu rośnie aż trzykrotnie, do 60 tys. dolarów. Zróbmy więc jeszcze przeliczenie na złotówki i okazuje się, że za 600-konny silnik trzeba było dopłacić… 250 tys. złotych. Podkreślam, ćwierć miliona za sam silnik! Przy okazji trzeba było się też liczyć z ogromnym spalaniem, jako że Cummins KTA600 miał 19 litrów pojemności skokowej, pomimo tylko sześciu cylindrów i rzędowego układu. Ważył też o pół tony więcej niż standardowe jednostki i wymagał zastosowania dłuższego rozstawu osi, by zmieścić dłuższą przednią maskę. A mimo to chętni się znajdowali…

Brzmienie Kenwortha z silnikiem Cummins KTA: