20. rocznica najdroższego wypadku w Niemczech – zestaw z paliwem zapchnięty z mostu

Powyżej: dawny reportaż z miejsca zdarzenia

W Niemczech przypadła wczoraj 20. rocznica zdarzenia, który do dzisiaj nazywane jest najdroższym wypadkiem drogowym w historii kraju. Wywołane nim koszty oscylowały wokół 30 milionów euro, a ponadto odnotowano bezcenną stratę, jaką była śmierć 34-letniego kierowcy ciężarówki. Tym bardziej przerażający jest więc fakt, że sprawca zdarzenia poniósł bardzo ograniczoną odpowiedzialność…

Było późne popołudnie 26 sierpnia 2004 roku 34-letni kierowca MAN-a TGA z cysterną paliwową poruszał się wówczas autostradą A4 nieopodal Kolonii i przejeżdżał przez most o nazwie Wiehltalbrücke. Tego dnia była to już końcówka jego pracy i mężczyzna zdążył nawet wysłać wiadomość do bliskich, informując ich o ruszeniu w kierunku domu. Niemniej żona oraz dzieci nigdy nie doczekały się powrotu 34-latka, gdyż właśnie na Wiehltalbrücke w jego zestaw uderzyło sunące bokiem BMW 323 Ci.

Za kierownicą BMW zasiadał Mustafa A., 26-letni Marokańczyk zamieszkały w Kolonii. Znajdował się pod silnym wpływem marihuany, o co najmniej 20 km/h przekraczał miejscowe ograniczenie prędkości (wynoszące 80km/h), nie posiadał prawa jazdy, jego samochód od trzech miesięcy pozbawiony był przeglądu, a opony tylnej osi okazały się częściowo pozbawione bieżnika. Nic więc dziwnego, że mężczyzna stracił panowanie nad tylnonapędowym pojazdem, doznał nadsterowności, a następnie tylko ją pogłębił, nieumiejętnie próbując dodać gazu. W efekcie auto uderzyło w zestaw z cysterną, spychając go na barierę mostu.

Co typowe dla większości europejskich dróg, bariera nie została skonstruowana z myślą o ochronie pełnowymiarowych ciężarówek. Teoretycznie mogła ona zatrzymać pojazd o masie do 13 ton, podczas gdy MAN TGA z naczepą był w pełni załadowany, przewożąc 30 tys. litrów paliwa. Dlatego zapchnięta na prawo ciężarówka z łatwością przebiła metal, spadła z wysokości kilkudziesięciu metrów i natychmiast stanęła w płomieniach. Pożar był tak potężny, że strażacy znajdujący się na moście odnotowali temperaturę dochodzącą do 1500 stopni Celsjusza. Konieczne było też ewakuowanie całej wioski Weiershagen, której zabudowała zaczynały się ledwie kilka metrów od wraku. Sam kierowca ciężarówki nie miał natomiast żadnych szans na przeżycie, odchodząc w kabinie zmiażdżonego ciągnika.

Miejsce zdarzenia już po ugaszeniu pożaru:

Wikimedia CC BY-SA 3.0

Wspomniane na wstępie 30 milionów euro było związane głównie z uszkodzeniami mostu. Najpierw konstrukcja musiała zostać zamknięta na sześć tygodni, w czasie których przeprowadzono prowizoryczna naprawę. Wymagała ona montażu 27 stalowych rozpórek, a przy okazji przekopano 10 tys. ton zanieczyszczonej ziemi. Następnie, już dwa lata po wypadku, przeprowadzono naprawę właściwą, wymagającą rozebrania mostu na fragmencie o powierzchni 600 m2 i wstawienia tam zupełnie nowej, stalowej konstrukcji. Realizacja tych prac zajęła ponad rok, od czerwca 2006 do października 2007.

Co natomiast spotkało sprawcę zdarzenia? Ustalenia zebrane w trakcie procesu do dziś mogą jeżyć włos na głowie. Przede wszystkim tuż po zdarzeniu Mustafa A. opuścił swoje BMW i wykonał telefon. Nie wybrał jednak numeru alarmowego, lecz zadzwonił do brata, prawnego właściciela samochodu, a przy okazji też posiadacza prawa jazdy. Sprawca poprosił go o jak najszybsze dotarcie na miejsce zdarzenia i podanie się za kierującego. Tak też się stało, przez co to brat sprawcy trafił do aresztu, spędzając tam około siedmiu tygodni.

Kłamstwo wyszło na jaw przy okazji… śledztwa narkotykowego. Kryminalna policja podsłuchiwała bowiem telefony osób zamieszanych w handel haszyszem i trafiła przy tym na rozmowy Mustafy A. z jednym z kolegów. Marokańczyk chwalił się tam, że to on spowodował wypadek, widział jak kierowca ciężarówki spłonął w kabinie, a następnie wraz z bratem oszukał policję. Co więcej, wspominano nawet o zdjęciu z miejsca z zdarzenia z dumą wywieszonym na ścianie pokoju! Problem jednak w tym, że niemieckie prawo nie pozwalało wykorzystać ustaleń z podsłuchu w trakcie rozprawy sądowej. Trzeba było więc znaleźć inny dowód, wykazując, że brat sprawcy dojechał na miejsce wypadku z większym opóźnieniem. To wywołało opóźnienie, w związku z którym Mustafa A. usłyszał swój wyrok dopiero po 13 miesiącach, we wrześniu 2005 roku.

Tutaj trzeba podkreślić, że pieniądze z narkotyków najwyraźniej pozwoliły zorganizować bardzo kosztowną obronę. Sprawą zajęła się  bowiem prawniczka znana nie tylko z trudnych spraw karnych, ale nawet z niemieckiej telewizji. Jej działania polegały głównie na określaniu zarzutów bezpodstawnymi, wykazując, że nie ma żadnych dowodów na związek między zażywaniem narkotyków a wpadnięciem w poślizg. Zauważono też wszelkie możliwe braki w materiałach zebranych na miejscu zdarzenia, dotyczących chociażby cząstek farby. Doszło więc do tego, że obrona żądała dla sprawcy wyłącznie kary w zawieszeniu! I choć na coś takiego sąd ostatecznie się nie zgodził, to przyznany wyrok niewątpliwie nie należał do wysokich. Mustafa A. został skazany za zabójstwo kierowcy ciężarówki w wyniku zaniedbania i odesłano go na 22 miesiące do więzienia, bez prawa do wcześniejszego opuszczenia zakładu karnego. Dodatkowo, już po wyjściu na wolność, przez 36 miesięcy nie mógł on uzyskać uprawnień do prowadzenia pojazdów. Jego brat, oskarżony z tytułu składania fałszywych zeznań, poniósł wyłącznie karę grzywny. Obaj mężczyźni uniknęli też rachunku za naprawę autostrady, gdyż ten musiała ponieść firma ubezpieczeniowa.

Mustafa A. przeprosił żonę zmarłego kierowcy ciężarówki dopiero w ostatnich minutach procesu. Wcześniej po prostu nie chciał wypowiadać się na sali sądowej i nie skomentował zdarzenia.