2 lata więzienia dla kierowcy wozu strażackiego, za spowodowanie wypadku w drodze na akcję

W połowie lutego cała Polska mówiła o wypadku z udziałem rządowego Audi A8 oraz Fiata Seicento. W wielu miejsca wspominano wówczas o bardzo groźnych konsekwencjach dla kierowcy Fiata, podkreślając przy tym szerokie prawa pojazdów uprzywilejowanych. Tymczasem kilka tygodni później, bez najmniejszego rozgłosu, kierowca właśnie pojazdu uprzywilejowanego usłyszał wyrok 2 lat więzienia, 5 lat zakazu prowadzenia pojazdów oraz 20 tys. złotych zadośćuczynienia dla rodziny ofiary. Wszystko również w związku z wyprzedzaniem pojazdem uprzywilejowanym i również z udziałem malutkiego Fiata.

Omawiany wypadek wydarzył się w listopadzie 2014 roku, w miejscowości Brześce, a głównym jego uczestnikiem była trzyosiowa Scania z OSP Bielawa. Jak podają lokalne media, tuż przed wypadkiem zupełnie nowy wóz był na przejeździe testowym, z trzema strażakami w cywilnych ubraniach. W pewnym momencie nadeszła jednak informacja o pożarze, który wybuchł w garażu. Kierowca Scanii – 64-letni Edward P. – postanowił wówczas wrócić do remizy, aby przebrać się w bojowe mundury i ruszyć do akcji. Korzystał on przy tym z praw pojazdu uprzywilejowanego, a więc znacznie przekroczył prędkość oraz wyprzedzał po kilka pojazdów na raz. I właśnie wtedy doszło do wypadku.

W czasie wyprzedzania kolumny pojazdów, od lewej strony wyjeżdżając zza wysepki, Scania uderzyła w Fiata Cinquecento, który skręcił w lewo, na szkolny parking. Kierująca Fiatem 53-latka, będąca lokalną nauczycielką, najwyraźniej nie zauważyła, że jest wyprzedzana i została uderzona w lewy bok. Niestety kobieta nie przeżyła wypadku, a ponadto Fiat był pchany przez wóz jeszcze przez jakieś 75 metrów. Kierowca miał później zeznać, że poczuł lekkie uderzenie, lecz nie zdawał sobie sprawy, że ma przed kabiną zmiażdżony wrak. Był przekonany, że Fiat został jedynie lekko trącony, odbijając się od koła. Nie hamował więc gwałtownie, aby nie narażać wozu na przewrócenie.

Odcinek, na którym miał miejsce wypadek:

Przejdźmy jednak do wyroku. Jak stwierdził biegły z zakresu wypadków drogowych, 64-letni strażak prowadził zbyt nieodpowiedzialnie nawet jak na przejazd ratunkowy. Świadczy o tym fakt, że przy ograniczeniu do 40 km/h osiągnął on prędkość ponad dwukrotnie wyższą i nie przestał ryzykownie wyprzedzać nawet przy szkole. Sąd podkreślił to jeszcze stwierdzeniem, że kierowca Scanii mógł łamać przepisy ruchu drogowego, lecz musiał zachować przy tym szczególną ostrożność i nie powinien był narażać innych osób. Pojawiła się też refleksja, że przy tak ryzykownej jeździe akcje ratownicze nie miałyby sensu, mogąc przynieść więcej strat niż faktycznego ratunku. Jeśli natomiast chodzi o samą ofiarę, to sąd stwierdził, że przyczyniła się do wypadku, co jednak nie może skutkować uniewinnieniem oskarżonego. Istotne były też zeznania dotyczące sygnałów dźwiękowych. Strażacy mieli zaznać, że sygnały te były włączone, natomiast pozostałych kilkunastu świadków twierdziło, że żadnych sygnałów nie słyszało. Ostatecznie rację przyznano więc większej grupie, twierdzenia strażaków uznając za fałszywe.

Tak surowy wyrok mógł być zaskoczeniem nawet dla prokuratury, który chciała dla strażaka „jedynie” roku więzienia. Inna sprawa, że nie jest to wyrok prawomocny i oskarżony skorzysta z prawa do odwołania. Tym samym jego przypadkiem zajmie się sąd wyższej instancji.

Poniżej: zdjęcie wykonane tuż po wypadku