Wyjątkowo długie terminy płatności pozostają jednym z głównych problemów branży transportowej. Nie tylko pogarsza to płynność finansową przedsiębiorstw, ale też sprzyja wielu patologiom, takim jak masowe „przepisywanie ładunków”, czy nawet tworzenie grup przestępczych żerujących na przewoźnikach. Z tym większym zainteresowaniem można więc potraktować nowy projekt zmian w ustawie o transporcie drogowym.
Jak dowiadujemy z odpowiedzi na poselską interpelację, złożoną do Marszałka Sejmu RP, Ministerstwo Infrastruktury prowadzi obecnie prace nad przepisami mającymi uporządkować zlecanie ładunków. Jednym z głównych elementów jest przy tym projekt „UD 18”, narzucający 14-dniowy termin płatności za wykonanie transportu drogowego rzeczy. Te 14 dni ma stać się powszechnym standardem, a jedynym możliwym odstępstwem będzie uzgodnienie terminu 30-dniowego, pod warunkiem pisemnego ujęcia tego w umowie oraz uzyskania zgody przewoźnika. Za to wszelkie dłuższe terminy, rzędu 45 lub 60 dni, mają być zostać zdelegalizowane.
Powyższa zmiana ma pójść w parze z nowymi wymaganiami dla przedsiębiorstw zlecających przewozy, a więc na przykład działalności spedycyjnych. Te ostatnie będą musiały się upewnić, że firma przyjmująca zlecenie posiada odpowiednie uprawnienia do jego wykonania, na przykład w postaci licencji przewozowej lub zezwolenia. Uprawnienia te trzeba będzie poprzeć kopiami lub oryginałami dokumentów, a każda firma zlecająca usługi będzie musiała przechowywać taką dokumentację przez 4 lata.
Wszystko to wydaje się krokiem w stronę uzdrowienia sytuacji w transporcie, ale są też dwa problemy. Po pierwsze, powyższy projekt nadal nie jest zupełnie gotowy, dopiero co przechodząc konsultacje publiczne i wymagając teraz wprowadzenia pewnych poprawek. Po drugie, rząd zakłada dla nowych przepisów aż 24-miesięczny okres przygotowawczy. To oznacza, że nawet po ostatecznym wejściu w życie, nowe przepisy zaczęłyby działać z dwuletnim opóźnieniem, w okolicach 2026 lub 2027 roku.