Zatrudnianie polskich kierowców na tak zwanej „działalności” zostało w Szwecji uznane za oszustwo

ER40860

Szwedzki wymiar sprawiedliwości bez jakichkolwiek wątpliwości rozprawił się z tak zwanym zatrudnianiem kierowców na tak zwanej „działalności”. Wszystko odbyło się przy okazji jednego procesu, ciągnącego się już od kilku lat i dotyczącego kierowców rodem z Polski, jeżdżących ciężarówkami Andreassons Åkeri.

W 2012 roku szwedzki urząd podatkowy uznał, że Andreassons Åkeri unikał płacenia obowiązkowych składek, właśnie w przypadku polskich kierowców, prowadzących własne działalności gospodarcze. Mowa było wówczas o 24 milionach koron, czyli około 12 milionach złotych, od których zapłacenia Andreassons Åkeri miało wywinąć się w latach 2010-2011. Fiskus uznał bowiem, że choć Polacy mieli otwarte w Polsce działalności gospodarcze i rozliczali się za prowadzenie ciężarówek niczym za zewnętrzną usługę, tak naprawdę byli po prostu pracownikami. Andreassons Åkeri powinno więc płacić za nich wszelkie obowiązkowe składki, tak samo jak płaciłoby w przypadku osób zatrudnionych na klasyczną umowę.

Szwedzka firma transportowa nie zgodziła się jednak z takim wyrokiem, dwukrotnie go podważając. Najpierw miało to miejsce w 2014 roku, a następnie w roku 2015, kiedy cała sprawa trafiła do najwyższej szwedzkiej instancji sądu administracyjnego. Ta natomiast właśnie podjęła swoją ostateczną decyzję, uznając postanowienia z 2012 roku za jak najbardziej słuszne i dostrzegając w opisanych powyżej kierowcach po prostu pracowników. Argumentowano, że choć prowadzili oni własne działalności gospodarcze, to przez dłuższy czas wykonywali obowiązki jednoznacznie wskazujące na zatrudnienie, podlegające pełnym, szwedzkim składkom.

A jak wygląda w tym wszystkim sytuacja kierowców? To najlepiej opisuje komentarz autorstwa jednego z Czytelników, mającego nieprzyjemność być zaangażowanym w tę sprawę:

Szwedzka skarbówka twierdzi , że nasze jednoosobowe firmy to fikcja. Mimo to, że mamy podatki i ZUS opłacone w Polsce, żądają abyśmy zapłacili podatki w Szwecji. Obecnie mamy telefoniczne przesłuchania przez szwedzki sąd i nie dość, że Andreassons ma zapłacić 24 miliony koron, to każdy z dodatkowo nas ma zapłacić od 20 tys. do ponad 100 tys. koron. Co gorsza, sprawa jest w sądzie, a szwedzka skarbówka nasyła na nas komorników, bez wyroku.

Dziękuję „jac”!