Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 5

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 5

5 stycznia, środa

Wstając rano zauważyłem że wiele samochodów już wyjechało. Ale wiadomo, oni wszyscy jechali do Iraku. Ja na dzisiejszy dzień mam dużo roboty i załatwiania. Po śniadaniu odczepiłem przyczepę i podjechałem do Oto Lastika, czyli wulkanizatora, aby naprawić przebite koło. Był to warsztat, który składał się z trzech ścian i dachu, nie mając nawet bramy  ale za to na dachu stał duży szyld  z napisem Serwis TIR Oto Lastik. Podobnych warsztatów jest tutaj więcej, specjalizujących się w różnych naprawach samochodów ciężarowych. Gdy tylko się zatrzymałem, a jeszcze nie zdążyłem wyjść z samochodu, przy drzwiach już stało dwóch „majstrów” – jeden w wieku około 12 lat, a drugi trochę starszy około 18 lat, oczywiście oboje z papierosami, bo to chyba dodaje im powagi i jakiegoś prestiżu. Zapytali co jest do naprawy, więc im wytłumaczyłem i pokazałem. Starszy zabrał się za odkręcanie koła zapasowego, a młodszy za wymontowywanie łącznika aluminiowego z układu chłodzenia silnika, z którego wyciekał płyn. Dość sprawnie i szybko to im poszło, bo cała naprawa trwała około 4 godzin. Za wymienioną dętkę która puściła na całym wewnętrznym obwodzie, a którą zabrałem jako dowód, skasowali dużo, bo aż 8500 lirasów, ale co miałem zrobić. Bez koła zapasowego w tak daleką drogę nie można jechać tym bardziej że samochód miałem przeładowany o dwie tony. Zamiast 7 ton, miałem 9 ton ładunku. Za pospawanie i założenie łącznika zapłaciłem kolejne 3000 lirasów, więc wydałem już sporo pieniędzy. Teraz po naprawie idę do naszego przedstawiciela TURTRANS aby zarejestrować się i aby wystawił mi zaświadczenie, że mam niesprawny tachograf. Ale jak to zwykle bywa u Turków, szef dzisiaj od rana nie miał humoru, mówiąc coś po turecku i na pół po niemiecku i  jednocześnie machając rękoma, stwierdził, że on nie jest od tego, ze z tym problemem muszę iść sam na policję. Więc wychodzę i już jestem przy drzwiach gdy mnie zawołał „komsiu curyk”. Wziął kartę z logo TURTRANS i zaczął coś pisać po turecku . Za napisanie chciał dwie paczki papierosów Marlboro Long. Oni tutaj na tym punkcie tych  papierosów to mają chyba hopla. Ja dałem tylko jedną paczkę i powiedziałem , że drugą paczkę dostanie jak będzie pieczątka policji. Rad nie rad musiał iść na policję, żeby podstemplować tę kartę. Trwało to około jednej godziny, ale załatwił i dostał obiecaną paczkę papierosów. Był zadowolony no i ja też miałem problem z głowy. Z nimi tutaj trzeba niekiedy twardo się targować. Jak na naszego przedstawiciela to znał tyle polskiego co ja tureckiego. Wychodząc od niego poszedłem do znajomego Turka który umiał dość dobrze mówić po polsku żeby przeczytał i przetłumaczył mi co jest tutaj napisane, oczywiście było dobrze napisane, że tachografu tutaj w Turcji nie można naprawić, co zostało potwierdzone przez policję. I znowu oczywiście bakszysz czyli paczkę papierosów, bo oni za darmo to palcem nie kiwną.

Po przyjechaniu na parking i podczepieniu przyczepy zacząłem uzupełniać oświetlenie .W trakcie naprawy widzę, że na parking wjeżdżają dwa Fiaty ze Śremu jedna chłodnia i drugi samochód z przyczepą – to są Ci moi uciekinierzy, których tak goniłem. Po wjechaniu i ustawieniu się na parkingu zaraz podeszli, no i oczywiście cieszyliśmy się , że pojedziemy razem. Jest to Piotr ze Szczecina, jeżdżący samochodem z naczepą  chłodnią,  który też jeszcze nie był w Iranie, a drugi to Władek z Kędzierzyna, zaciągający wschodnim akcentem Litwin z pochodzenia. Choć jak się później okazało nie był on Litwinem lecz Polakiem, tylko że urodzonym na Litwie, bo takie były wtedy granice Polski. Dopiero po wojnie w latach 50-tych rodzice wrócili do Polski, zostawiając za sobą duże gospodarstwo rolne. Dla mnie nie ma to zresztą znaczenia skąd ktoś jest, byle był dobrym człowiekiem i kolegą, bo na pewno czeka nas trudna droga. Jak się okazało Władek też jeździł samochodem z naczepą, ale w związku z tym że miał wizę irańską, a kierowca takiej nie posiadał, musiała nastąpić zamiana kierowców. Jak się później sam przyznał, nie umie cofać samochodem z przyczepą, ale to jest akurat  mniej ważne. Byle dobrze jechał do przodu, ponieważ samochodem z przyczepą w górach i na oblodzonych wąskich  górskich drogach jedzie się trudniej. Po krótkim przywitaniu koledzy poszli załatwiać pozostałe jeszcze sprawy u naszego spedytora TURTRANS, a ja w międzyczasie uzupełniłem oświetlenie.

Była już godzina 15.00, zaczęło się już robić szaro, a więc nie było sensu dzisiaj wyjeżdżać. Zrobiliśmy sobie herbatę, koledzy przynieśli „flaszeczkę” Wyborowej, którą można było nabyć tylko w PEWEKSIE na granicy. Bo jak wiadomo, tym płynem można pozabijać zarazki będąc na Bliskim Wschodzie. Rozlaliśmy ją sprawiedliwie i życzyliśmy sobie wszystkiego dobrego w Nowym Roku, aby ta jazda zakończyła się dla nas szczęśliwym powrotem do oczekujących nas rodzin. Dla nas kierowców jeżdżących na Bliski Wschód jest to jedyna przyjemność,  wspólnie wypić sobie dla, ale to jeszcze tylko w Turcji, i to też z umiarem, bo w Iranie za jedną butelkę wódki można posiedzieć w kalapuciu, czyli w więzieniu, cały rok. Niewielu śmiałków odważało się to przewozić. Trzeba było mieć na to dobre skrytki. Ja sam miałem miejsca na dwie butelki, co niekiedy ratowało zdrowie i życie, szczególnie latem w Iraku, gdzie temperatury w słońcu dochodziły do 72 stopni. Zupa ugotowana wieczorem następnego dnia rano była jeszcze bardzo gorąca, miała około 40 stopni w plusie. Mózg się w takich temperaturach gotował, ponieważ nie mieliśmy klimatyzacji i trzeba było to przetrwać. A przy tym  jeszcze  logicznie myśleć aby nie spowodować wypadku.

Wszyscy trzej jeszcze nigdy nie byliśmy w Iranie. Piotr pomimo swojej długoletniej pracy w PEKAESIE jechał trzeci raz na Bliski Wschód, będąc dotychczas dwa razy w Iraku. Uzgodniliśmy, że jak będzie trzeba to pojedziemy nawet tydzień dłużej, byle wrócić do kraju całym i zdrowym. Teraz w trzech jest nam raźniej. Prawie jak trzej muszkieterowie, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. No i tak dochodzi godzina 20.00, chcieliśmy jeszcze posłuchać wiadomości z polskiego radia, ale nic z tego . Słyszalność była dzisiaj  bardzo słaba. Najlepiej słychać o północy, ale my tak długo dzisiaj już nie będziemy siedzieć. Jutro musimy dojechać do Istambułu, który na szczęście nie jest tak daleko, bo tylko 290 km stąd. A tam będą na pewno czekać na nas znowu nowe wiadomości, od wracających kolegów, o czekających nas trudnościach na trasie do Ankary. Więc idziemy spać.


Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ. Seria tekstów o transporcie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek: Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 6

Poprzednie odcinki – TUTAJ