Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 40

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 40

9 luty, środa

Obudził mnie budzik o godzinie 8.00. Po porannej toalecie przyszedł do mnie Władek i mówi, że mam przyjść do niego na śniadanie. Na śniadanie mieliśmy chleb ze smalcem, kiszony ogórek i kiszona kapusta oraz herbata, smakowało bardzo dobrze. O godzinie 9.00 poszliśmy na urząd celny i papiery były już gotowe. Celnicy przyszli i pozakładali plomby, a my mogliśmy wreszcie ruszać do kraju. Zapytaliśmy się jeszcze celników którędy lepiej jechać, czy tą drogą krótszą na Kumanowo, czy na Veles? Odpowiedzieli, że lepiej na Veles, bo na Kumanowo droga jest bardzo wąska i niedobrze się jedzie. Tak więc pojedziemy jak żeśmy przyjechali. A więc ruszamy: kierunek Polska. Jest godzina 10.00. Tutaj w Jugosławii też jest droga trochę pofalowana, ale są tutaj już mniejsze podjazdy i zjazdy. To nie jest już to co w Turcji. Przejeżdżając przez Skopje przypomniało mi się, że tutaj kiedyś było silne trzęsienie ziemi, w którym to zginęło wielu mieszkańców. Wiele domów i zabytków zostało bardzo poważnie uszkodzonych. Droga jest dobra, tylko że dużo jest przy niej poustawianych krzyży ze zdjęciami uczestników wypadków. Zastanawia mnie jedno: dlaczego Jugosłowianie tak nierozsądnie jeżdżą i dlaczego tylu ich ginie, nie mówiąc już o rannych. Przecież te krzyże to są naprawdę wielką przestrogą i powinny dawać dużo do myślenia. Ale jadąc dalej tak tą drogą to widać jak oni nierozsądnie jeżdżą. Taki przykład: jak zacznie wyprzedzać to już nogi z pedału gazu nie zdejmie, a pojazd jadący z przeciwnej strony też nie odpuści i nie zjedzie, czy nawet nie wyhamuje, doprowadzając do tragedii. Naprawdę jest to już tutaj inne myślenie i chyba nie wyciągają z tego żadnych wniosków. A przecież życie jest tylko jedno na tym świecie. A miejsce tutaj jest urokliwe, aż chce się żyć.

opowiadania ciezarowka do iranu 40-1

Sam nieraz też musiałem wiele razy hamować i zjeżdżać na pobocze, aby nie doprowadzić do czołowego zdarzenia. Trochę mi to przypomina jazdę w Iranie, czy w Iraku. Ale tutaj przecież jest Europa. Ruch tutaj jest już większy, a więc trzeba jechać wolniej, bo Ci Jugosłowianie są niekiedy chyba bez wyobraźni. I dlatego jest przy tych drogach tak wiele krzyży ze zdjęciami. Na tych zdjęciach widać, że są to młodzi ludzie, aż żal serce ściska patrząc na te zdjęcia. A i wiele też jest zdjęć dzieci. Niestety głupota ludzi starszych którzy kierują tymi pojazdami jest naprawdę bezmyślna. Kiedy Ci ludzie zaczną myśleć. Jadąc tak dalej znowu zaczynamy wjeżdżać w te urokliwe górskie tereny.

opowiadania ciezarowka do iranu 40-2 opowiadania ciezarowka do iranu 40-3

Pogoda nadal jest ładna, jedzie się bardzo dobrze. Nie ma tutaj dużego ruchu samochodów ciężarowych. Ciężarówki jugosłowiańskie jak są mocno załadowane to poruszają się wolno i można je z łatwością wyprzedzić. W przeważającej większości mają Mercedesy, ale na pewno ze słabszymi silnikami. Nieliczne są też nasze Jelcze , ale i one przy swoim normalnym ładunku też są wolne i można je z łatwością wyprzedzić. No i tak zbliżamy się do Niszu. Samo miasto leży w takiej ogromnej dolinie. Nie wjeżdżamy do centrum, omijamy je z lewej strony jadąc obwodnicą. Ruch samochodów osobowych jest już tutaj bardzo duży. Przed wjazdem do miasta zatrzymuje nas milicja. Sprawdza tarczki tachografów. Władek ma wszystko w porządku, ale do mnie się przyczepili i tureckie zaświadczenie o zepsutym tachografie im nie wystarcza. A więc stoimy. Po upływie jednej godziny przynoszą tarczkę i zaświadczenie, i każą nam jechać dalej. Ruszamy więc, a jest już godzina 14.00. Pogoda nadal ładna, jedzie się dobrze, tylko niestety musimy jechać nie więcej niż 70 km/h, bo taki jest przepis dla pojazdów z przyczepami. Po wyjeździe z Niszu kierujemy się na Belgrad. I znowu niestety za Niszem zatrzymuje nas milicja. Sprawdza tarczki tachografów, ale po sprawdzeniu puszczają nas nie będąc aż tak natarczywymi, każąc nam jechać dalej. Po drodze mijamy nasze samochody, które jadą na Bliski Wschód. Były to dwa Fiaty z plandekami i dwie Renówki. Fajnie to jest jak już się wraca do domu. Mrugnęliśmy sobie światłami i pozdrowiliśmy się podniesieniem ręki. Po jakimś czasie znowu mijamy się z trzema Volvami z Błonia. Sporo jedzie naszych samochodów na Bliski Wschód. Droga jest ładna i równa, jedzie się bardzo dobrze i można jechać równo siedemdziesiątka. Przed Belgradem wjeżdżamy na parking  i robimy sobie mały posiłek, bo szkoda czasu na gotowanie obiadu, a i przy tej okazji musimy dotankować paliwa. Niestety droższego i to jeszcze za gotówkę.

opowiadania ciezarowka do iranu 40-4

Obliczyliśmy, że aby dojechać do Szeged na Węgrzech, gdzie tankujemy za talony, to musimy tutaj kupić 120 litrów paliwa. Od ostatniego tankowania w Dragomanie przejechaliśmy 700 kilometrów. Do przejechania pozostało nam jeszcze ponad 400 kilometrów. Po posiłku i zatankowaniu jedziemy ładną drogą, czyli dwupasmówką. Drogi ładnie ubywa i dobrze się jedzie, bo nie ma ruchu. Przed samym Belgradem znowu stoi milicja i nas zatrzymuje. Ale nie mamy z nimi problemu. Puszczają nas dalej. Jak widać u jednej milicji jest problem a u drugiej nie ma problemu. Przejeżdżając przez Belgrad ruch znowu jest duży i nieciekawie się jedzie, bo ci Jugosłowianie jadą bardzo nie rozważnie. Samo miasto jest ładne. Przejeżdżając mostem nad rzeką Sawa zrobiłem zdjęcie panoramy Belgradu.

opowiadania ciezarowka do iranu 40-5

Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów wjeżdżamy na ogromny most nad Dunajem. Ma on długości około jeden kilometr i kilkadziesiąt metrów wysokości. Ogromnie jest tutaj szeroki ten Dunaj w porównaniu do naszej Wisły.

opowiadania ciezarowka do iranu 40-6

Robi to wrażenie. Po przejechaniu jeszcze paru kilometrów omijamy Nowy Sad i kierujemy się na Baćka Topola, w której to kupujemy dobrą wódkę jugosłowiańską, a właściwie jest to taka jakby rakija lub koniak, a nazywa się Cezar. Butelka jest bardzo ładna i opakowanie również, ale sporo kosztuje. Ale co zrobić, coś trzeba przywieźć z Jugosławii. Nie tylko sławną Vegetę. Do granicy już niedaleko i zrobiło się ciemno. Na granicę w Horgoś wjeżdżamy o godzinie 20.00. Odprawa idzie sprawnie i po około 20 minutach wjeżdżamy na granicę węgierską w Roszke. Tutaj niestety już tak nie idzie sprawnie. Węgierscy celnicy idą skontrolować ładunek i zobaczyć co mamy w kabinach. Każą podnosić łóżka i zaglądają w torby. Wygląda to tak jakbyśmy przekraczali granicę w DDR-ach, wjeżdżając do RFN-u. Nie wiem czego szukali i nie było to zbyt przyjemne. Mieli również czas na podpisy i stempelki. Ale co zrobić, tak nieraz bywa, że celnicy mają swoje zasady. Po odprawie dojechaliśmy do Szeged i zatankowaliśmy paliwo za talony, po czym ruszyliśmy do Balastyi, aby zaparkować i zjeść dobrą węgierską zupę. Po przyjeździe na parking stało wielu naszych kolegów ze Śremu jadących do Iranu i Iraku. Niektórzy już spali. Bo była już późna godzina i dochodziła 23.00. Poszliśmy z Władkiem do restauracji na tą dobrą węgierską zupę, no i tam spotkaliśmy naszych kolegów z Błonia, którzy jechali do Iranu. Relacje z naszej jazdy do Iranu zdawał Władek. Po wysłuchaniu tej opowieści, jeden z kolegów powiedział: „mieliście cholernego pecha, że trafiliście na taką pogodę, a przy tym znali pechowego Zygmunta”. Trochę pogawędziliśmy i powspominaliśmy tę jazdę. I tak minęła godzina 24.00 i trzeba było iść spać.

Dzisiaj przepracowałem 15 godzin i przejechałem 706 kilometrów.

Orientacyjna mapa dzisiejszej trasy:


Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ. Seria tekstów o transporcie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek już za kilka dni

Poprzednie odcinki – TUTAJ