Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 20

Marzenia się spełniają – Wspomnienia z pierwszej jazdy do Iranu

Część 20

20 stycznia, czwartek

Wczoraj nie nastawiłem budzika na dzisiejsze budzenie. Więc spałem spokojnie i wstałem o godzinie 9.00 tutejszego czasu. Po rannej toalecie poszedłem na urząd celny i ponownie, tak jak wczoraj, zostałem przeszukany przez tutejszą policję i żandarmerię. Po wejściu do urzędu zauważyłem kilku mężczyzn przed wizerunkiem Ajatollaha Chomeiniego, którzy klęcząc na dywaniku składali swoje modły. Więc  ustawiłem się w kolejce tak jak wczoraj i czekając na dojście do okienka stałem wśród tureckich kierowców, którzy byli niższego wzrostu  ode mnie, ale za to bardzo gadatliwi, no i oczywiście o  całkowicie innej urodzie. Cera śniada, czarne włosy, czarne oczy i te czarne wąsiska, oraz ten czarny może nawet tygodniowy zarost. Wszystko to czyniło niezbyt dla mnie miłą atmosferę, w której to musiałem stać. Czułem przy tym inny zapach, i to niezbyt przyjemny. Ale co miałem zrobić, musiałem to przeżyć i odebrać swoje dokumenty. Całe szczęście, że nie trwało to zbyt długo, około półgodziny i nie było zbyt dużego ścisku. Utrzymywałem dystans od poprzedzającego mnie osobnika. Pozostali  kierowcy również nie napierali na mnie, stojąc za mną, aż mi to jakoś się dziwnie wydawało.  Po dojściu do okienka okazało się, że tutejsi urzędnicy są bardzo mili i uprzejmi. Widzimy się pierwszy raz i zrobiło to na mnie dobre wrażenie. Rozmawialiśmy po niemiecku. Kazali mi jeszcze trochę poczekać, pokazując jednocześnie lewą ręką taki charakterystyczny ruch, trzymając kciuk i dwa pierwsze palce razem, co oznacza, że mam chwilę poczekać, wskazując jednocześnie na ławkę, na której mogę sobie usiąść. Zdawałem sobie sprawę, że ta chwila może mieć czas jednej lub dwóch godzin. Ale co miałem zrobić. Siedziałem tak w oczekiwaniu na dokumenty, bo na pewno nie mieli jeszcze  uzupełnionych  wszystkich  podpisów oraz pieczątek na listach przewozowych CMR, Karnetach TIR, Karnetach de Passage oraz ich dokumentów, które musiałem zdać na granicy w Bazarganie, więc miałem czas aby spokojniej się przyjrzeć ludziom innego wyznania. Niektórzy kierowcy wychodząc z kolejki z dokumentami klękali przed podobizną Ajatollaha Chomeiniego i składali modły.   Wyglądało to tak jakby dostali jakieś natchnienie lub dziękując za odprawę, klękając przed wizerunkiem swego przywódcy duchownego składali modły. Przyglądając  się teraz tak na żywo tym ich modłom to było widać, że chyba  mają  jakieś  swoje poczucie wewnętrzne i jak nastanie taka chwila to się modlą. I czynią to z takim głębokim przekonaniem, patrząc w te swoje dłonie oddawali pokłony i modły. Przy składaniu tych modłów wyglądali na ludzi bardzo spokojnych i zrównoważonych. Ale po wstaniu z tych klęczek stawali się już innymi ludźmi, mając inny temperament. Oglądając nieraz filmy na których to ludzie tego wyznania modlili się, odbierałem to inaczej, gdyż nie było to takiej prawdziwej atmosfery z jaką mam możliwość spotkać się teraz na żywo. Teraz to już ze spokojem mogłem się ponownie przyglądać  tym nerwowym kierowcom, którzy załatwiali swoje dokumenty. Niestety, są to  ludzie bardzo impulsywni  niespokojni i bardzo nerwowi nie umiejący stanąć w kolejce, aby z kulturą pozałatwiać te swoje dokumenty i ustawiając się jeden za drugim. Tylko jak te muchy pościskani pchając się do okienka, w którym to można załatwić dokumenty, jednocześnie przy tym dużo i głośno gadając, co tworzy ten niesamowity harmider. Dzisiaj nie ma aż tylu kierowców co wczoraj przed okienkami, więc jest trochę większy spokój i nie ma takiego zagęszczenia. Tak się im przyglądając tak sobie myślę, jak dobrze, że ja nie musiałem stać tak długo w tym ścisku wśród tych dzikusów. A  teraz mogę ze spokojem przyjrzeć  się tym modlącym  ludziom, bijącym pokłony przed podobizną Chomeiniego. Niektórzy modlący klęczą na małym rozłożonym chodniczku  mając pozdejmowane buty i niekiedy brudne bose nogi . Modły te trwały około 10 minut.

Po otrzymaniu dokumentów, które przyniósł mi spedytor, opuszczam budynek urzędu i tak jeszcze  raz się zatrzymałem przed wyjściem, by ponownie spojrzeć na te liczne pozawieszane i namalowane na ścianach obrazy oraz portrety. Tak sobie pomyślałem: jak będzie teraz ten Iran wyglądał, rządzony przez tego duchownego przywódcę. Po wyjściu z urzędu widzę, że Władek jeszcze stoi w tym samym miejscu co stał. Ja natomiast mógłbym już wracać do domu. Idąc do swojego  samochodu po drodze wsiadam do  samochodu  Władka.  Władek bardzo się denerwuje, bo na tutejszy czas jest już godzina 11.00 i prawdopodobnie po rozładunku nie załatwi już dokumentów, a  jutro jest ich niedziela czyli nasz piątek. I tak razem siedzimy w samochodzie czekając na urzędnika celnego. Po godzinie 11.30 przyszedł urzędnik i zabrał od Władka dokumenty, a po około 15 minutach wrócił inny człowiek, z tymi  dokumentami ,prawdopodobnie odbiorca i wsiadł do samochodu Władka mówiąc po niemiecku, że jedziemy. No i pojechali. Ja też nie wierzę żeby Władek dzisiaj zdążył się rozładować i odprawić. Ale pozostali koledzy na pewno też wszystkiego nie załatwią i będziemy i tak czekali do poniedziałku, ano zobaczymy. Idąc  do swojego samochodu omijam liczne kałuże bo na tym placu jest taka gliniana maź, która bardzo przykleja się do butów tworząc w samochodzie straszny bałagan. Po nocnej zmarzlinie słońce zrobiło swoje. Teraz zrobię sobie ze spokojem dobre śniadanie. Po śniadaniu zabrałem się do  przepisywania wspomnień z mojego zeszytu 16 kartkowego do zakupionego grubszego zeszytu Irańskiego. Myślę, że powinien mi on wystarczyć do końca mojej jazdy.

opowiadania ciezarowka do iranu 20-6

Przepisując  raz po raz patrzę czy ktoś nie dojechał. Około  godziny 15.00 tutejszego czasu przyjechał Władek znowu zdenerwowany, że ten rozładunek tak długo trwał i dzisiaj się nie odprawi. Więc idziemy na Urząd Celny z dokumentami Władka, ale tutaj stał już wartownik i mówi, że dzisiaj urząd jest już nieczynny i że nikogo nie ma. Ale myśmy mu nie uwierzyli i weszliśmy do tego biurowca.  I rzeczywiście ani jednego urzędnika pusto, jakby tutaj wszystkich wymiotło. Tylko te podobizny i portrety wiszące na ścianach Ajatollaha Chomeiniego. Nie ma innego wyjścia musimy więc czekać do poniedziałku. Złorzecząc opuszczamy tutejszy urząd. No niestety, tak to jest, na całym świecie są godziny urzędowania.

Teraz  ugotujemy sobie obiad, a po zjedzeniu, pojedziemy na parking, gdzie umówiliśmy się z kolegami, że tutaj będziemy na siebie czekać, aby znowu wracać wszyscy razem. Pojechaliśmy każdy swoim samochodem. Tutaj w Teheranie, jadąc tymi zatłoczonymi ulicami, zauważyłem, że tutejsi kierowcy samochodów osobowych skręcając w lewo sporadycznie wyciągali lewą rękę. Oni tutaj nie używają kierunkowskazu, po prostu zajeżdżają drogę, natomiast w Iraku jest to bardzo popularne. Rzadkością było włączanie kierunkowskazu skręcając w lewo. Skręcając w prawo nie musieli mieć kierunkowskazu gdyż to nie stwarzało zbyt dużego  zagrożenia. Ale niekiedy też tak się zdarzało, że na ulicy, gdzie było więcej pasów ruchu, podobnie jak tutaj, to kierowca arabski, gdy tylko wysunął się trochę więcej, na przykład o połowę swojego samochodu i mógł wyciągnąć lewą rękę to od razu zajeżdżał drogę.

opowiadania ciezarowka do iranu 20-1

Nie obchodziło to już jego, że samochód ciężarowy może po prostu nie wyhamować, mając wyciągniętą rękę uważał, że wyprzedzony samochód musi go wpuścić. Jadąc samochodem o dużym tonażu to nieraz trzeba było ostro hamować i przy tym złorzecząc  zajeżdżającemu kierowcy. Ale on już tak sobie z tego nic nie robił. Tutaj na tych ulicach jedzie się okropnie. Ruch samochodowy jest duży, a wśród  tych samochodów liczni piesi i to całymi rodzinami.

opowiadania ciezarowka do iranu 20-2

Jadąc dalej tymi zatłoczonymi ulicami  muszę bardzo uważać, bo kierowcy jadą bardzo nierozważnie, to są naprawdę lawiranci. Byle do przodu nieważne czy linia ciągła czy pod prąd. Dla tutejszych kierowców to nie ma znaczenia, że przejechał linię ciągłą, co widać na zdjęciu. Widać z tego, że przepisy tutaj nie obowiązują wszystkich tutejszych kierowców.

opowiadania ciezarowka do iranu 20-3

No i  wreszcie wjeżdżamy na umówiony parking, a tutaj nie ma żadnego naszego samochodu, same turkasie i arkadasie, a po naszych komsiach ani śladu. Jesteśmy pierwsi. No cóż, poczekamy może ktoś dojedzie. No i po 2-3 godzinach widzimy jak przyjechała jedna chłodnia, ale po chwili okazało się, że nie jest rozładowana, a był to Piotr.  Jadąc w kolumnie został przez tutejszych kierowców zepchnięty ku tyłowi tak mocno, że stracił kontakt wzrokowy z poprzedzającymi go samochodami jadącymi pod rozładunek. Tutaj wystarczy trochę zwiększyć odstęp, a już tutejsi kierowcy wjadą przodem byle tylko wsunąć się chociaż zderzakiem i biorą po prostu na wytrzymałość. A jak wjedzie jeden to robi miejsce już następnemu, a ten znowu następnemu i w ten sposób samochody  europejskie traciły kontakty między sobą. Piotr jest bardzo strachliwy  i nerwowy, nie nadaje się w taki ruch. Jadąc tak w kolumnie trzeba mieć naprawdę mocne nerwy i trzeba dużo trąbić. Niestety  my nie mieliśmy tak donośnych sygnałów dźwiękowych jak ciężarówki Irańskie, ale trzymaliśmy się twardo nie ustępując im miejsca, a przy tym też jeszcze trąbiąc. Ruch na takiej ulicy jest bardzo duży, a oni jadą każdymi możliwymi sposobami, nawet chodnikiem lub pod tzw. prąd.

A o ile są wysokie krawężniki i na nich zawisną, to gdy zajdzie taka potrzeba, żeby zepchnąć samochód z wysokiego krawężnika, na którym zawisł, inni natychmiast się zatrzymują i pomagają mu wyjechać. Przy tym dużo gestykulując i są bardzo głośni. Można sobie tylko wyobrazić ten ruch. Wygląda to tak jakby pędzono stado krów lub owiec, a one i tak idą każda swoją drogą.  Widać to również jak policjant na motorze ugrzązł też w tym ruchu ulicznym.

opowiadania ciezarowka do iranu 20-4

Tak więc z powodu tego dużego i dziwnego ruchu z którym to pierwszy raz się spotkaliśmy będziemy stali do ich poniedziałku w trzy samochody, a pozostałe samochody są  jeszcze pod rozładunkiem. Ale i tak dokumenty mogą załatwić dopiero w ich poniedziałek, czyli w naszą sobotę. Po krótkiej naradzie zdecydowaliśmy, że poszukamy stacji paliwowej i spróbujemy się zatankować ponieważ mamy niewiele paliwa, a czasu mamy dużo. Jadąc dalej tymi zatłoczonymi ulicami widzę stojącego policjanta  na skrzyżowaniu z jakimś cywilem. Tutejsza policja nie martwi się tym dużym ruchem, są do tego przyzwyczajeni.

opowiadania ciezarowka do iranu 20-5

Po dłuższym kluczeniu po tych zatłoczonych Teherańskich ulicach znajdujemy stację paliwową i ustawiamy się w kolejce. Ja pojechałem na zwiady. Władek i Piotr stanęli w kolejce rezerwując mi miejsce. Jak się okazało kolejka oczekujących samochodów miała długość około 1 kilometra. W tej kolejce nie było żadnego polskiego samochodu. Były natomiast tylko dwie bułgarskie chłodnie. Dzisiaj to już na pewno się nie zatankujemy, ponieważ jest godzina 22.30 tutejszego czasu. Tak więc będziemy stać i spać w kolejce oczekując na paliwo. Dobrze że  nie ma takiego mrozu, jest tylko minus 3 stopnie i mam jeszcze ciepło w kabinie więc trochę jeszcze popiszę.


Autorem tekstu jest Adam Frąckowiak, którego osobę przedstawiałem we wstępie dostępnym TUTAJ.

Seria tekstów o trasie do Iranu powstaje dzięki pomocy Niezależnego Forum Nowego Tomyśla i okolic.


Kolejny odcinek: Wspomnienia z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa – część 21

Poprzednie odcinki – TUTAJ