Zbliżają się wybory, więc czas na trochę obietnic, które już z kilometra wydają się być skazane na niepowodzenie. Przykładem może być tutaj pomysł posłów SLD, którzy pracują nad projektem ustawy o winietach i chcą ostatecznie rozprawić się z autostradowymi bramkami. Zalety przygotowanych przez nich przepisów miałyby być oczywiste – z dróg zniknęłyby korki, natomiast jeżdżenie po autostradach byłoby dla Polaków po prostu tańsze. Gdyby plany SLD się ziściły, za rok jeżdżenia po wszystkich autostradach samochodem dostawczym płacilibyśmy pewnie kilkaset złotych, natomiast osoby jeżdżące szybkimi trasami rzadziej mogłyby kupić winietę 10-dniową lub półroczną.
Problem jednak w tym, że projekt SLD nie będzie miał lekkiego życia. Część polskich autostrad jest bowiem zarządzana przez firmy prywatne, które w żaden sposób nie palą się do współpracy z GDDKiA. Nie bez znaczenia może być także fakt, że przejście na winiety może oznaczać znaczne ograniczenie wpływów do funduszu drogowego, który potrzebuje pieniędzy niczym studnia wody. Poza tym wśród ekspertów nie brakuje głosów, że winiety to przestarzały, a także niesprawiedliwy system, od którego powinno się odchodzić. Ilość pieniędzy wydawanych przez daną osobę na drogi powinna bowiem bezpośrednio zależeć od stopnia, w jakim ona z tych dróg korzysta i dlatego też optują oni za inwestowaniem w opłaty elektroniczne.
Większych cudów nie spodziewałbym się także w przypadku opłat dla pojazdów cięższych niż 3,5 tony. Jeśli bowiem SLD jakimś cudem udało się wprowadzić winiety na polskie drogi, to raczej obejmą one samochody osobowe i dostawcze. W system viaTOLL dla ciężarówek i autobusów wpompowano przecież ogromną ilość pieniędzy, która po pierwsze musi się zwrócić, zaś po drugie musi przynieść duży zysk. Poza tym viaTOLL nie powoduje żadnych zakłóceń w ruchu, zaś związane z nim koszty, oczywiście poza kosztami kar, są całkowicie zrozumiałe.
Poniżej roczna winieta austriacka:
