Na terenie tej belgijskiej firmy transportowej zginęły już cztery osoby z Polski – wszystko w ciągu 6 lat

Z uwagi na polskie prawo, artykuł musiał zostać przeredagowany.

O tej belgijskiej firmie transportowej można by powiedzieć, że jest przeklęta. W ciągu ostatnich sześciu lat na jej terenie zginęły aż cztery osoby, wszystkie pochodzące z Polski. Ostatni wypadek miał miejsce tuż przed tegorocznym Bożym Narodzeniem.

W piątek 22 grudnia na terenie firmy znaleziono martwego 44-latka. Mężczyzna zmarł w kabinie swojej ciężarówki, poprzez zatrucie tlenkiem węgla. Jak podaje belgijski dziennik „Het Laatse Nieuws”, w kabinie przez całą noc działała kuchenka gazowa i to właśnie ona wypełniła szoferkę trującym gazem.

Takie wypadki niestety się zdarzają. Tutaj sprawa jest jednak o tyle wyjątkowa, że to już czwarty Polak, które zginął w tej firmie. Wcześniej, w 2012 roku, dwóch Polaków poniosło śmierć w pożarze, a czterech ich kolegów zostało rannych. Spalił się wówczas barak, w którym mieszkało łącznie 11 zagranicznych pracowników. Jak też dodaje „Het Laatse Nieuws”, warunki mieszkaniowe w tym baraku dalekie były od akceptowalnych.

Czwarta ofiara zginęła jeszcze rok wcześniej, w 2011 roku. Na firmowym placu manewrowała wówczas jedna z ciężarówek, również kierowana przez Polaka. W pewnym momencie mężczyzna nie zauważył, że tuż pod jego ciężarówkę podeszła jego własna żona. Pojazd uderzył więc w kobietę, powodując śmiertelne obrażenia.

O czym również informuje „Het Laatse Nieuws”, zdarzeniu z minionego piątku, czarną serią zdarzeń zainteresowały się lokalne władze. Radny Simon Bekaert żąda zamknięcia firmy transportowej, gdyż – jak twierdzi – w firmie oferującej godziwe i bezpieczne warunki pracy do tylu wypadków najprawdopodobniej by nie doszło. Do tego dochodzą też oskarżenia o zatrudnianie na nielegalnych warunkach. Szefowi firmy zarzuca się unikanie belgijskich składek socjalnych na setki tysiące euro, a nawet „handel ludźmi”. Wszystko poprzez firmowy oddział w Polsce.