Jak sterowce miały zastąpić ponadgabarytowe ciężarówki, czyli historia projektu Cargolifter

Transport wyjątkowo ciężkich i dużych ładunków to zadanie tak samo ciekawe, co po prostu trudne. Pociągiem tego nie przewieziemy, bo pojazd szynowy nie jest przecież w stanie ominąć przeszkód stojących na swojej drodze, będąc całkowicie „uwiązanym” do szyn. Zazwyczaj w grę nie wchodzi także transport wody w postaci różnego rodzaju barek, bo uniemożliwia on w większości przypadków dostarczenie ładunku dokładnie do miejsca przeznaczenia, będąc całkowicie „uwiązanym” do dróg wodnych. Samoloty są zbyt małe, aby pomieścić większość tego typu ładunków i tak dochodzimy do wniosku, że jedyną sensowną formą transportu jest tutaj ponadnormatywny transport drogowy. Nawet ten sposób nie jest jednak pozbawiony wad.

Wytrzymałość poszczególnych dróg, liczne ronda i wiadukty – wszystko to sprawia, że „gabaryty” praktycznie nigdy nie poruszają się najkrótszymi drogami. Większość tego typu transportów nadrabia nierzadko po kilkaset kilometrów, gdyż jest to jedyny sposób na ominięcie wszystkich przeszkód. Zwiększa to więc koszty przewozu, a także wydłuża jego czas. W latach 90-tych Niemcy doszli więc do wniosku, że musi być jeszcze jeden sposób na transport ponadgabarytowy, który wyeliminuje wszystkie te problemy. I był – sterowce.

Był rok 1996 kiedy na niemieckim spisie działalności gospodarczych pojawiła się nowa firma Cargolifter AG. Jej specjalnością miał być transport bardzo ciężkich lub też bardzo dużych ładunków właśnie przy pomocy sterowców. Dlatego akurat w ten sposób? Powodów było kilka – sterowce są stosunkowo szybkie, przekraczając nawet 100 km/h, mogą lecieć do celu praktycznie cały czas w linii prostej, ograniczając w ten sposób koszty, mają duża ładowność, lądują i startują na pionowo, a także nie ogranicza ich przestrzeń ładunkowa, gdyż przewożony ładunek można po prostu podwiesić.

cargolifter

Cargolifter AG chciało na przełomie 2004 i 2005 roku rozpocząć seryjną produkcję sterowca Cargolifter CL160, który miałby zaoferować udźwig na poziomie 160 ton. Najpierw zbudowano jednak mniejszy statek powietrzny – balon CL75, który mógł zabrać 75 ton przy wysokości 85 metrów, średnicy 61 metrów i pojemności 110 tys. metrów sześciennych gazu. Cała konstrukcja latała, co udowodnił test przeprowadzony na terenie USA. Zbudowano także prototyp CL160 w skali 1:8, a także ogromną ( 360 x 210 x 107 metrów) halę nieopodal Berlina, która miała wkrótce posłużyć za hangar dla pierwszego egzemplarza 160-tonowca. Przed projektem rysowała się więc wielka przyszłość, szczególnie duże zainteresowanie wzbudzając w Ameryce Południowej, gdzie sterowce mogły zrewolucjonizować logistykę w niedostępnym terenie dorzecza Amazonki. I wtedy, na początku XXI wieku cały projekt upadł…

7 lipca 2002 roku Cargolifter AG ogłosiło niewypłacalność, która było następstwem poniesienia ogromnych inwestycji wyliczonych na 307 milionów euro. Mówi się, że do upadku firmy przyczyniło się też lobby transportowców drogowych, co oczywiście wydaje się mieć sens. Po całym projekcie została nam jednak jedna ogromna pamiątka – hangar pod Berlinem, który został sprzedany, a następnie przekształcony w Tropical Islands, czyli park tropikalnej rozrywki, który jest częstym calem wycieczek także z Polski.