Przewoźnik z Belgii ma wypłacić trzem rumuńskim kierowcom 260 tys. euro, w związku ze sprawą w sądzie

banknoty_pieniadze_euro

Trzech rumuńskich kierowców ciężarówek po czterech latach procesu wywalczyło sobie łącznie 260 tys. euro zaległych wynagrodzeń. Nawet jeśli podzielimy tę kwotę przez trzy, otrzymujemy naprawdę pokaźną kwotę, za którą w rumuńskich realiach bez problemu można kupić naprawdę ładne mieszkanie. A wszystko zaczęło się w 2012 roku, kiedy trzech wspomnianych Rumunów zostało bez podania jakiegokolwiek powodu zwolnionych z pracy. Przedsiębiorstwo, w którym stracili oni zatrudnienie, było zarejestrowane na Słowacji, nazywało się CETS i pełniło rolę zagranicznego oddziału belgijskiego przewoźnika EKB, z siedzibą w Antwerpii. W związku z powyższym Rumunami zainteresował się więc belgijski związek zawodowy ACV-Transcom, który postanowił pomóc im w walce z byłym pracodawcą. Kiedy natomiast pokojowe rozmowy nie przyniosły skutku, ACV-Transcom pomogło kierowcom założyć sprawę w sądzie, która zakończyła się dopiero teraz, po czterech latach zmagań.

Co konkretnie oskarżyciele zdołali udowodnić belgijskiej firmie? Przede wszystkim ustalono, że CETS nie było tak naprawdę działalnością gospodarczą, lecz jedynie pseudofirmą składającą się ze skrzynki pocztowej, założoną w Europie Środkowo-Wschodniej wyłącznie w celu zatrudniania tańszych kierowców. CETS nigdy nie działało na terenie Słowacji, zatrudniani tam Rumuni również nigdy w Bratysławie nie byli, a do tego pod tym samym adresem co CETS działało kilka rozmaitych firm, w tym także tych transportowych. Wszystko to więc pokazało, że tak naprawdę Rumuni pracowali dla belgijskiego EKB, które powinno było płacić im belgijskie wynagrodzenia, wraz z belgijskimi dodatkami socjalnymi. A że nie płaciło, to teraz powinno przekazać im właśnie 260 tys. euro, w ramach wyrównania wynagrodzeń z przeszłości.

A czy przekaże? Teoretycznie powinno, choć w praktyce nie będzie to takie proste. EKB w 2013 roku postanowiło bowiem ogłosić upadłość, w obawie przed następstwami opisanego powyżej procesu, aby od razu wystartować na nowo, lecz już pod inną nazwą. Przy ściąganiu wygranej w sądzie kwoty po raz kolejny nie obejdzie się więc bez prawników, którzy oczywiście już zapowiadają, że staną na głowie, aby ukarać winnych i wyciągnąć od nich należności.