Polski kierowca jeżdżący na „działalności” przedstawił tę sprawę przed sądem i może sporo zyskać

renault_master_moto_wektor_twin_cab_test_02

W tym tekście połączone zostaną dwa dosyć popularne tematy – kwestia wypłacania zaległych wynagrodzeń oraz dodatków dla kierowców, którzy byli zatrudniani na niewłaściwych warunkach, a także kwestiach zatrudniania kierowców na tak zwanej „działalności”. Ta pierwsza sprawa była przeze mnie szeroko poruszana na przykładach węgierskich i rumuńskich kierowców jeżdżących dla zachodnich firm transportowych, lecz zatrudnionych przez fikcyjne działy zakładane w Europie Środkowo-Wschodniej. Tymczasem kwestia jazdy na „działalności” to temat doskonale znany z Polski i pomimo upływu lat cały czas aktualny, zwłaszcza w przypadku jazdy samochodami dostawczymi na trasach międzynarodowych.

Jednym z takich aut dostawczych jeździł właśnie Czytelnik Jan, prowadząc w tym celu działalność gospodarczą i sprzedając usługi kierowania pojazdem jednej z firm transportowych. Tego typu układ, będący typową jazdą na „działalności”, oczywiście nie był dla niego zbyt korzystny, dlatego też z czasem zmienił on pracę, a jednocześnie swojego byłego zleceniobiorcę, de facto będącego oczywiście szefem, zaprowadził do sądu. Tam odbyła się sprawa o ustalenie stosunku pracy, mająca zweryfikować, czy pomimo prowadzenia własnej działalności gospodarczej i dostarczania firmie transportowej usług, Jan nie był w rzeczywistości po prostu firmy tej pracownikiem.

Po przeanalizowaniu wszelkich faktów i argumentów, sędzia jednoznacznie uznał, że wykonywane przez Jana usługi były po prostu wykonywaniem stałej pracy i powinny podlegać normom właściwym dla typowego zatrudnienia. Wśród tych norm wymienia się zaś między innymi wypłacanie diet, wypłacanie ryczałtów za noclegi, a także wypłacanie dodatków za pracę w godzinach nadliczbowych, zupełnie jak w przypadku umowy o pracę. I właśnie tych pieniędzy Jan postanowił teraz od swojego byłego pracodawcy żądać, co zresztą niezwłocznie zrobił, przekazując mu „przedsądowe wezwanie do zapłaty”, powołując się na opisany powyżej wyrok, przytaczając cały zestaw przepisów i czyniąc tym samym wstęp do kolejnej sprawy sądowej.

Łącznie mowa tutaj o 23,5 tys. złotych diet, 68 tys. złotych ryczałtu oraz 4 tys. złotych za nadgodziny. Czy natomiast były pracodawca Jana wypłaci mu te pieniądze? Tego dowiemy się zapewne już wkrótce. Jakby jednak nie było, cała sprawa jest bardzo ciekawą lekcją zarówno dla kierowców, jak i dla przewoźników.