Jak może wyglądać przyjemne, a przy tym bardzo pożyteczne szkolenie dla kierowców ciężarówek

szkolenie_best_driver_relacja_4

Doniesienia o sytuacjach, w których ktoś stracił panowanie nad pojazdem, tudzież nie poradził sobie w sytuacji kryzysowej, to w niestety norma. Jednocześnie firmowe szkolenia dla kierowców ciężarówek kojarzą się ze wszystkim, ale nie z poprawą bezpieczeństwa. Jeśli już bowiem do takich szkoleń dochodzi, to zazwyczaj chodzi w nich o próby ograniczenia zużycia paliwa, czy też konieczność zaprezentowania pracownikom nowego sprzętu. A da się zrobić to inaczej, co miałem okazję zobaczyć pod koniec grudnia.

Zaprzyjaźniona szkoła doskonalenia technik jazdy „Best Driver” z Poznania pozwoliła mi aktywnie uczestniczyć w jednym z codziennych szkoleń. Obok mnie obecna była tam więc grupa dziesięciu kierowców zawodowych, pracujących u jednego przewoźnika – firmy PlusPerfect z Gniezna. Na co dzień pokonują oni trasy międzynarodowe, lecz wówczas trwał akurat okres świąteczny, w związku z czym ciężarówki stały na bazie. I tutaj niejeden z Was już pewnie zdążył sobie pomyśleć – „jak to, na szkolenie ich wysłali w okresie świątecznym?!”. Dokładnie tak, w okresie świątecznym, ale sądząc po reakcji szkolonych kierowców, raczej nie byli oni z tego powodu niezadowoleni.

Dlaczego? Chodzi tutaj o formułę całego przedsięwzięcia, którą można określić przykładem „nauki przez zabawę”. Wszystko odbyło się w specjalnie przygotowanym ośrodku w Dolsku k/Śremu, a zasadnicze zadania były tutaj trzy – jazda po płytach poślizgowych, jazda na krętym torze, a także próby hamowania awaryjnego w rozmaitych warunkach. Wszystko za kierownicą dwóch ciągników siodłowych bez naczep – nowego DAF-a XF Euro 6 oraz mającego około pół miliona przebiegu DAF-a XF105.

szkolenie_best_driver_relacja_1

W przypadku płyt poślizgowych instruktorzy nie tylko pokazywali jak poślizgu uniknąć, ale także zachęcali do ciągłego zwiększania prędkości. Można było więc „poszaleć” w kontrolowanych warunkach, a jednocześnie zobaczyć zachowanie ciężarówki w coraz bardziej kryzysowych sytuacjach. Szczególnie interesująco było na przykład przy omijaniu przeszkody na płycie krótkiej, a jednocześnie pochyłej, co utrudniało hamowanie. Coś takiego to oczywiście próba umiejętnego korzystania z systemu ABS, ze spokojnymi ruchami kierownicą i pedałem hamulca nieustannie w podłodze. Kiedy jednak próbowało się to robić przy odpowiednio dużej prędkości, pojawiała się też lekcja dodatkowa – co będzie po wypadnięciu z płyty poślizgowej na przyczepy asfalt z całkowicie wciśniętym hamulcem? Coś takiego uświadamiało, że nawet kiedy głównego zagrożenia uda się uniknąć, do końca trzeba zachować skupienie.

szkolenie_best_driver_relacja_3

W przypadku jazdy po torze było podobnie – tutaj sztuka miała polegać na odpowiednim wchodzeniu w zakręty, od zewnętrznej, przez wewnętrzną. Dzięki temu można było bowiem ograniczyć hamowanie, zmniejszyć stratę energii, a jednocześnie po prostu zwiększyć prędkość. Istotne okazywało się też odpowiednie trzymanie kierownicy na zakrętach, czy też odpowiednio dobrana pozycja za kierownicą. Czego jednak człowiek uczył się przy okazji, to waga odpowiedniej obserwacji drogi. Skupiając się na sytuacji tuż przed kabiną, czy też paradoksalnie zbyt często spoglądając w lusterka, często sami sobie odbieramy szansę na przejazd efektywny i bezpieczny. Zamiast tego należy patrzeć tam, gdzie nasz pojazd znajdzie się już wkrótce, co na torze jak najbardziej przynosiło efekty. Zresztą, dlaczego częściej widzimy samochody rozbijające się na drzewach, niż przecinające pustą przestrzeń wokół drzew, tocząc się dalej w pole? Jak tłumaczyli instruktorzy, jest to kwestia obserwacji. Zamiast bowiem skupiać wzrok na miejscu, w które chcemy pojechać, czyli pustej przestrzeni wokół, skupiamy go na zbliżającym się drzewie. W ten sposób nasz umysł często nie jest w stanie poprowadzić nas nigdzie indziej, jak właśnie w drzewo.

Jeśli natomiast chodzi o naukę przy hamowaniu, to wszystko zaczęło się od prób zatrzymania awaryjnego na płycie poślizgowej. Przy 30 km/h nie było to jeszcze takie trudne, zwłaszcza w przypadku DAF-a nowego. Kiedy jednak w grę wchodziła wyższa prędkość, szybko wyjaśniało się, dlaczego przy końcu płyty poślizgowej plac delikatnie się wznosi. Gigantyczna wprost droga hamowania samego ciągnika siodłowego uświadamiała bowiem, że na śliskiej nawierzchni nawet z prędkości 50 km/h bardzo trudno się zatrzymać. Ciekawa była też próba z hamowaniem prawymi kołami na suchym, a lewymi na mokrym. Trudności z opanowaniem pojazdu w takich warunkach uświadamiały jedną zasadniczą rzecz – jak trudno dalej panować nad ciężarówką w sytuacji, gdy złapiemy pobocze, a mimo to uda nam się (początkowo) uniknąć poślizgu.

szkolenie_best_driver_relacja_6

Nauka i zabawa za kierownicą ciągnika siodłowego to jednak nadal nie wszystko. Wszystko zaczęło się bowiem od wykładu teoretycznego, prowadzonego przez instruktora Przemysława Tomaszewskiego, w przeszłości pracującego jako kierowca ciężarówki, i to przez dobre kilkanaście lat. Na koniec zaś ten sam instruktor pokazał na czym polega naprawdę doskonałe panowanie nad pojazdem. W tym celu wykorzystane zostało wyczynowe Subaru Impreza, z silnikiem osiągającym moc ponad 400 KM. Najpierw kierowcy ciężarówek zasiedli tutaj na fotelu pasażera, w czasie gdy Przemysław wykonywał spektakularne poślizgi, czy też osiągał abstrakcyjne prędkości na zakrętach toru. Następnie zaś każdy chętny mógł zasiąść za kierownicą Subaru i na rondzie poślizgowym oraz kawałku suchego placu zmierzyć się z mocą typową dla ciągnika siodłowego, lecz w wydaniu około pięciokrotnie lżejszym. Chętnych nie brakowało 😉

szkolenie_best_driver_relacja_7

Biorąc więc pod uwagę wszystkie powyższe elementy, zapewne domyślacie się, dlaczego uczestnicy szkolenia nie uznali tego szkolenia za czas stracony, tudzież poświęcony na codzienne obowiązki. Jednocześnie pozostaje mieć nadzieję, że lekcje, które wynieśli oni z obserwacji własnej oraz instruktorów, pozostaną w ich głowach na dłuższy czas. Z mojej strony dodam, że coś takiego każdy zawodowy kierowca powinien przeżyć co najmniej raz na pół roku. Każda z opisanych sytuacji potrafi bowiem otworzyć oczy na zjawiska, o których często w ogóle nie myślimy, które lekceważymy lub o których zapominamy.