Loi Macron już obowiązuje, nawet Zachód jest wściekły, a najbliższe dni wydają się wielką zagadką

flaga_francji

I stało się – francuska płaca minimalna dla kierowców ciężarówek weszła w życie, a wraz z nią pełen zestaw nowych obowiązków administracyjnych dla przewoźników. Jeśli więc jeszcze nie macie oficjalnego przedstawiciela na terenie Francji, w każdej chwili mogącego przekazać Waszą firmową dokumentację lokalnym służbom kontrolnym, zaś Wasz kierowca nie ma przy sobie umowy o pracę oraz specjalnego formularza (do pobrania TUTAJ), narażacie się na kary wynoszące od kilkuset do kilku tysięcy euro.

A skoro już francuskie przepisy obowiązują, warto popełnić w ich temacie kilka dygresji oraz po prostu ponarzekać. Przede wszystkim warto wspomnieć o wczorajszym stwierdzeniu wiceministra Szmita, zdaniem którego w pierwszych dniach obowiązywania Loi Macron francuskie służby mają dosyć łagodnie pochodzić do ewentualnych kontroli. No cóż, przydałoby się, chociażby z uwagi na niedoinformowanie panujące w całym tym temacie, choć osobiście radziłbym traktować taką obietnicę z przymrużeniem oka. Francuzi regularnie bowiem udowadniają, że po ich służbach kontrolnych można spodziewać się naprawdę najróżniejszych rzeczy, ale wyrozumiałość na tej liście niestety się nie mieści.

Kolejna sprawa to ciekawe zmiany, które możemy zobaczyć w najbliższych dniach na francuskim rynku przewozowym. Fakty są bowiem takie, że ilość samochodów ciężarowych mogących dzisiaj w pełni legalnie podejmować we Francji ładunki, tudzież się tam rozładowywać, uległa drastycznej zmianie. Dlaczego? Chodzi tutaj o wspomniane formularze, które Francuzi opublikowali dopiero 29 czerwca. Brak takiego formularza w kabinie kierowcy lub też brak umowy o pracę (w wielu przypadkach zapewne odpowiednio przygotowanej) wiąże się z karą, natomiast trudno się spodziewać, że wszystkie firmy przekażą swoim kierowcom dokumenty na czas. Weźmy na ten przykład ogromną ilość Bułgarów, czy też Rumunów, którzy swojego pracodawcę będą wiedzieli zapewne za wiele tygodni, podobnie zresztą jak swoją ojczyznę. W przypadku kierowców zachodnich też zresztą może być problem, wszak mamy dzisiaj piątek, więc wiele osób dopiero dzisiaj zjedzie do krajów pochodzenia. A ja już widzę te piękne mandaty, wypisane przy stwierdzeniu „panie, ma być oryginał, z pieczątką, a nie jakiś tam sobie wydruk!”…

W kwestii firm zachodnich warto też wspomnieć o ich ogromnym niezadowoleniu. Pozornie francuskie przepisy miały bowiem pomóc w walce z przewoźnikami z biedniejszych regionów Europy, podczas gdy w ostatecznym rozrachunku dotknęły także Niemców, czy Holendrów. Dlaczego? Przewoźnicy ci bez problemu spełniają francuskie normy pod względem wynagrodzeń, co jednak nie znaczy, że nie muszą mieć słynnego przedstawiciela na terenie Francji, czy też stresować się całą tą sytuacją z formularzami. Wystarczy zresztą wspomnieć, że holenderski związek firm transportowych TLN bardzo ostro zareagował na dzisiejsze wprowadzenie nowych przepisów, uznając je za administracyjną katastrofę.

A na koniec mamy jeszcze ciekawy pomysł przekazany mi przez Czytelnika Jakuba. Jego zdaniem, jeśli duże firmy chcą zrobić prawdziwy biznes na nowych przepisach, to powinny zastanowić się nad wydłużeniem linii kolejowej łączącej Poznań z Antwerpią i obsługiwanej przez pociągi załadowane naczepami. Zamiast bowiem zatrzymywać się w Belgii, naczepy te mogłyby przecież pojechać aż do Francji, czyniąc bardzo ciekawą alternatywę dla przewozu typowo drogowego. I chyba faktycznie coś w tym jest…