Z bardzo nietypowym materiałem zgłosił się do mnie ostatnio Czytelnik Sławek, który na co dzień pracuje w firmie handlującej samochodami ciężarowymi i nierzadko ma do czynienia z pojazdami, których stan techniczny przyprawia o ciarki. Jak określa to Sławek, samochody te nie tyle przyjeżdżają do niego na firmę, co po prostu się dotaczają, a do tego dochodzi też refleksja na temat pracy Inspekcji Transportu Drogowego – zanim zacząłem pracować w handlu szczerze nie lubiłem ITD, a oni nie lubili mnie. Często kontrolowali mi busa w poprzedniej pracy i w sumie niczego mi nie udowodnili, tracąc tylko mój czas. Zastanawiałem się po jaką cholerę oni są, przecież tylko się kierowców czepiają. Po dokładnym przejrzeniu tych pojazdów, w których musiałem robić protokoły przyjęcia pojazdów, baaaardzo polubiłem „krokodyli” za ich działalność polegającą na „wyławianiu” takich trupów.
Stan techniczny to zresztą tylko połowa problemu, gdyż w wielu przypadkach ludzie próbują oddać na handel samochód tak zapuszczony, że aż trudno uwierzyć, że dopiero co ktoś spędzał w takim wnętrzu większość część doby. Żeby natomiast nie być gołosłownym, oto kilka zdjęć, które prezentują cały problem na przykładzie kabiny oraz kół.
Niebieskie Renault Magnum miało już co prawda za sobą 1,7 miliona kilometrów, a mimo to przebieg wydawał się zbyt niski względem stanu pojazdu. W kabinie uwagę zwracał agonalny stan tapicerki oraz kierownica i drążek zmiany biegów pokryte taśmą klejącą, w naczepie można zobaczyć łyse koło zamocowane na 9 śrubach, a do tego doszły dosłownie zajechane opony tylnej osi ciągnika.
A to już Volvo FH12 420, które miało za sobą 1,3 miliona kilometrów. Lakierniczo było tutaj całkiem nieźle, gdyż samochód okazał się dopiero co wyjechać z od malowania, ale jeśli spojrzało się na opony oraz kolejne otaśmowane wnętrze, dodając do tego zdekompletowane elementy zewnętrzne pojazdu, szybko stawało się jasno, że ten samochód nie miał w życiu lekko.
