Elektryczna ciężarówka z Węgier, o momencie 7000 Nm i zasięgu 1200 km, za 2 lata ma trafić do produkcji

Jak już kilkukrotnie zwracałem uwagę, rozwój elektrycznej motoryzacji jest sporą szansą dla producentów zupełnie nowych, czy też tych działających dotychczas w ramach niewielkiej niszy. Nic nie jest zaś na to lepszym przykładem, niż projekt, o którym mówi się obecnie na Węgrzech.

Pod nazwą eTruck Motor Company ma powstać firma, która w połowie 2019 roku wprowadzi do produkcji elektryczny ciągnik siodłowy. Pierwszy egzemplarz jest już gotowy do testów i występuje na powyższym filmie, natomiast jego głównym projektantem jest József Zalavári , zajmujący niegdyś tę samą pozycję przy projektowaniu autobusów marki Ikarus. Co natomiast ma być Węgrów największą dumą, to napęd elektryczny o imponujących możliwościach, zawstydzających nawet najmocniejsze lub najbardziej ekonomiczne ciężarówki „wielkiej siódemki”.

Poniższe zdjęcie opublikował węgierski portal motoryzacyjny Vezess.hu:

wegierska_ciezarowka_elektryczna

Co prawda eTruck Motor Company nie wyjawia w jaki sposób to osiągnęło, ale twierdzi, że ukryty pod kamuflażem pojazd przejedzie na jednym zapasie energii do 1200 kilometrów. Proces ładowania ma przy tym wynosić mniej niż 3 godziny, a do tego dojdzie wprost porażający maksymalny moment obrotowy. Już przy minimalnych obrotach ma on wynosić 7000 Nm, czyli dwa razy tyle, co w rekordowo mocnym Volvie FH16 750. Węgrzy mówią także o mocy maksymalnej na poziomie 580, a także rekordowo niskich kosztach jazdach. Przy obecnych cenach prądu wynosiłyby one około 4 euro za 100 kilometrów, czyli mniej więcej tyle, co w bardzo oszczędnym aucie osobowym z dieslem. Gorzej, że wcześniej będzie trzeba za ten pojazd słono zapłacić, z racji ceny wyliczonej na 160 tys. euro.

Pozostaje oczywiście pytanie co znajdziemy tutaj pod kamuflażem, a więc jak będzie wyglądało miejsce pracy kierowcy, czy też układ jezdny. Niemniej można tutaj założyć, że Węgrzy chcą sięgnąć po podzespoły od zewnętrznych dostawców, jak na przykład systemy elektroniczne od firm z Niemiec, czy też kabina od któregoś z producentów z Azji. Trudno zresztą nie zauważyć, że i najwięksi producenci coraz chętniej korzystają z podwykonawców, na przykład w zakresie doposażania pojazdów w systemy wspomagające kierowcę.

Czy jednak we wszystko to można w ogóle uwierzyć? Z jednej strony, jest to delikatnie mówiąc podejrzane, że nagle firma zupełnie znikąd zapowiada pojazd o parametrach, które wydają się obiektem marzeń nawet dla największych producentów na świecie. Z drugiej strony, trzeba pamiętać o równie zaskakującej premierze od firmy Nikola – jeszcze niedawno nieznanej nikomu, a obecnie mającej liczne zamówienia i przedpłaty na faktycznie zaprezentowany pojazd Nikola One (opisywany tutaj). Gdyby więc eTruck Motor Company zdołało zdobyć przychylność na przykład firmy Waberer’s, wszystko stałoby się całkiem możliwe…