Dyrektor Waberer’s opowiedział o swojej firmie, czyli zero kabotażu, trzy tygodnie w trasie i niskie wypłaty

waberers_flota_volvo_fh

Dwa dni temu (TUTAJ) opublikowałem informację, że firma Waberer’s szuka aż 400 nowych kierowców, którzy mają odciążyć dotychczasowych pracowników, a także zająć miejsce za sterami nowych pojazdów. Artykuł ten spotkał się z ogromnym zainteresowaniem, dlatego też postanowiłem trochę wgłębić się w ten temat i znaleźć więcej informacji dotyczących firmy Waberer’s. A że szef Waberer’s udzielił akurat niemieckim dziennikarzom z gazety „Fernfahrer” dłuższego wywiadu, to było w czym wybierać.

Po pierwsze, György Wáberer stwierdził, że firmy działające w transporcie krajowym nie mają się czego obawiać. Ani ogromne zakupy ciężarówek, ani masowa rekrutacja kierowców nie oznaczają bowiem, że żółto-niebieska flota chce się podjąć także kabotażu. Specjalizacją firmy mają pozostać transporty realizowane na dystansie minimum 1300 km i nikt nie zamierza łamać tutaj przepisów dotyczących kabotażu. Po drugie, pan Wáberer przedstawił także portret idealnego kandydata na kierowcę w swojej firmie. Jest nim 43-letni Węgier, który zjedzie do domu co trzy tygodnie, spędzając tam kilka dni, a najlepiej tylko weekend.

Jak natomiast György Wáberer tłumaczy wyjątkowo szybki rozwój swojej firmy? Węgier wyznał, że kluczem do sukcesu było tutaj odpowiednie zachowanie w warunkach kryzysu ekonomicznego. Zachodnie firmy poniosły w tych warunkach klęskę, gdyż nie obniżyły wypłat swoim kierowcom, a właśnie ten sposób okazał się być najskuteczniejszy jeśli chodzi o przetrwanie kryzysu. I tak Waberer’s, obcinając kierowcom wypłaty, obniżał koszty i zdobywał zlecenie za zleceniem, zwiększając swoje zyski w ostatnich latach aż dwukrotnie.

W wywiadzie pojawiła się jeszcze interesująca wiadomość na temat żółtych ciągników – głównym założeniem jest tutaj pozyskiwanie nowych pojazdów, oczywiście nie na własność, możliwie krótkie użytkowanie wynoszące czasami tylko dwa lata (!), a następnie zastępowanie ich kolejnymi ciężarówkami prosto z fabryki. Trudno się więc dziwić, że firma chce kupić teraz aż 1300 pojazdów (więcej TUTAJ) – kiedy ich ostatnia partia trafi do firmy, to pierwsza będzie już powoli na wylocie.