Jak powszechnie wiadomo, polski kierowca ciężarówki to w Holandii wróg publiczny numer jeden, więc w sumie nie powinniśmy się szczególnie dziwić, że tamtejsze media od dwóch dni chętnie rozpisują się o kierowcy ciężarówki z polskiej firmy, który przez nieuwagę uszkodził ciężarówkę i narobił firmie ogromnych kosztów. Czy jednak to rozpisywanie się jest uzasadnione, czy nieszczęsny kierowca zrobił coś bardzo groźnego lub szczególnie widowiskowego? Trochę trudno się z tym zgodzić…
Prowadzony przez naszego 62-letniego rodaka pojazd zahaczył przy wyjeździe z rozładunku o wystający z ziemi kawałek betonu, w holenderskich dzielnicach mieszkaniowych powszechnie stosowany na przykład do ogradzania miejsc z zakazem parkowania. Problem jednak w tym, że całe zdarzenie nie miało miejsce w dzielnicy mieszkaniowej, lecz na terenie zdominowanym przez firmy, na niewielkiej ulicy Bosstraat w miejscowości Roosendal, gdzie każdego dnia ładują się dziesiątki samochodów ciężarowych. Co więcej, przeglądam sobie właśnie ulicę Bosstraat na Google Street View i chyba nawet znalazłem betonowe elementy, o które zahaczyła polska ciężarówka. Dwie firmy obstawiły swoje bramy czymś takim:
Prawdopodobnie właśnie o takie nie wiadomo do czego i nie wiadomo komu potrzebne trójkąty zahaczył zbiornik polskiej ciężarówki, doprowadzając do wycieku oleju napędowego na ulicę. Można by pomyśleć, że to sprawa bardzo błaha, ale niestety w praktyce niosła ona ze sobą bardzo drogie następstwa – przewoźnik stracił 300 litrów oleju napędowego, zbiornik paliwa będzie trzeba naprawić lub wymienić, i to zapewne na terenie Holandii, a do dojdą dwa rachunki z gminy. Ta ostatnia najpierw wezwała bowiem specjalną firmę, która wciągnęła rozlane paliwo pompą z drogi, a następnie jeszcze inna firma przyjechała po wszystkim posprzątać. Jak podają holenderskie media, rachunek za obie te usługi zostanie teraz wysłany do Polski.
