78 lat temu ciężarówki marki Chevrolet miały być podstawą polskiej armii – niestety, nie zdążyły…

chevrolet_polskie_radio_II_rp_3

Na wszystkich zdjęciach widzicie Chevrolety z polskiej montowni.

Opel oraz Chevrolet to marki, które przez dziesięciolecia należały do tego samego koncernu. Mnóstwo było w tym czasie sytuacji, gdy Chevrolety sprzedawano gdzieś jako Ople, natomiast Ople jeszcze gdzieś indziej jako Chevrolety. Doskonale zresztą tę historię w Polsce znamy, jako że samochody z muszką na masce jeszcze kilka lat temu cieszyły się u nas sporym powodzeniem. Była jednak też w historii naszego kraju okres, gdy widok zmierzającego w tym samym kierunku ciężarowego Opla oraz ciężarowego Chevroleta nie wróżył niczego dobrego. Miało to miejsce dokładnie 78 lat temu, u początków II Wojny Światowej.

Powszechnie wiadomo, że armia III Rzeszy upodobała sobie Ople. Ciężarowy model Blitz, zwłaszcza w wersji z 3-tonową ładownością, jednoznacznie kojarzy się z Wermachtem, służąc mu zarówno w Europie, jak i w Afryce. Uwagę zwraca też skala produkcji tych pojazdów, jak na lata 30-te oraz 40-te naprawdę ogromna. Począwszy bowiem od roku 1930, do roku 1944, Niemcy wytworzyli ponad 130 tys. Blitzów, większość z nich oczywiście wcielając do wojska.

chevrolet_polskie_radio_II_rp_1

Jak to jednak możliwe, że produkt amerykańskiego koncernu General Motors tak masowo trafiał do wrogiej, niemieckiej armii? Wokół tej sprawy do dzisiaj istnieje wiele niewiadomych, a nawet teorii spiskowych. W każdym razie oficjalna wersja jest taka, że hitlerowskie władze masowo podporządkowywały sobie przemysł. Część firm otwarcie współpracowała i sympatyzowała z NSDAP, natomiast część przejmowano siłą, obejmując zarząd ścisłą, państwową kontrolą. Opel miał być tym drugim przypadkiem, do wybuchu wojny mając pełen nadzór, a następnie będąc przejętym przez państwo i znacjonalizowanym. W ten sposób koncern General Motors miał stracić kontrole nad swoją niemiecką firmą, przywracając ją dopiero po wojnie.

Tymczasem po drugiej stronie granicy, w II Rzeczpospolitej Polskiej, ogromną popularnością cieszyły się inne samochody General Motors, mianowicie Chevrolety. Była to zasługa warszawskiej firmy Lilpop, Rau i Loewenstein, założonej przez między innymi Stanisława Lilpop, Wilhelma Rau oraz Seweryna Loewenstein. Historia tego przedsiębiorstwa sięgała jeszcze początku XIX wieku i doczekała także odzyskania przez Polskę niepodległości. Wówczas, w 20-leciu międzywojennym firma wytwarzała lokomotywy, tramwaje, motopompy, wagony, czy też samochody. Te ostatnie nie były jednak własną konstrukcją, lecz właśnie pojazdami z koncernu General Motors.

chevrolet_polskie_radio_II_rp_2

W 1936 roku Lilpop, Rau i Loewenstein podpisało umowę z General Motors, w ramach której stało się wyłączonym polskim dystrybutorem Opli, Chevroletów oraz Buicków. Ponadto firma uzyskała prawa do montażu Chevroletów w Polsce, a w tym także samochodów ciężarowych oraz bazujących na nich autobusów. Szybko też okazało się, że na amerykańskie auta z polskiej montowni nie zabraknie klientów. Pojazdy te miały bowiem bardzo dobrą opinię, były wytrzymałe i wygodne, a przy tym miały bardzo dobry wizerunek. Co więcej, Chevroletami szybko zainteresowały się też służby mundurowe oraz liczne przedsiębiorstwa.

Już w 1936 roku pierwsze Chevrolety otrzymali policjanci, krótko później ciężarówki tej marki zaczęły pracować przy śląskich kopalniach, nie zabrakło ich też przy Korpusie Ochrony Pogranicza, czy też w handlu i usługach. Sam koncern General Motors lubił zresztą do tej historii wracać, ledwie kilka lat temu opierając na tym swój marketing. Wspominano wówczas, jak w czasach II RP Chevrolety służyły w Warszawie za taksówki i woziły banany z portu w Gdyni. A przy okazji zachęcano też taksówkarzy do zakupu nowego modelu Orlando, zaprezentowanego w 2011 roku 😉

chevrolet_polskie_radio_II_rp_4

Wróćmy jednak do historii, bo oto dochodzimy do rzeczy najważniejszej – w 1938 roku firma Lilpop, Rau i Loewenstein przekonała do siebie największego możliwego odbiorcę. Było nim Ministerstwo Spraw Wojskowych, które postanowiło uczynić z Chevroletów podstawę swojej floty. Łącznie zamówiono aż 10 tys. egzemplarzy, które miały być dostarczane w 1939 oraz 1940 roku. W ten oto sposób ciężarówkami General Motors zaczęli wiec jeździć polscy saperzy oraz żołnierze z zaplecza wojsk pancernych. Niewielką ilość ciężarówek dostarczono też do wojsk zmechanizowanych, a krótko później, począwszy od 1 września, przez granicę przetoczyły się wspomniane Ople…

Niestety, do wybuchu wojny zrealizowano tylko niewielką część zamówienia na 10 tys. ciężarówek. Tym samym polscy żołnierze nie mogli liczyć na przygotowywaną dla nich, nowoczesną flotę. Na tym jednak historia z General Motors oraz II Wojną Światową jeszcze się nie skończyła. Kilka lat później okazało się bowiem, że spokrewnienie niemieckich oraz amerykańskich ciężarówek może przynieść aliantom korzyści. Wynikało to z faktu, że sami Amerykanie też postanowili wysłać Chevrolety na wojnę, w tym zarówno klasyczne modele z silnikiem przed kabiną, jaki i niewielkie, kanadyjskie warianty CMP, z silnikiem pod kabiną i charakterystycznie pochyloną przednią szybą. Kiedy natomiast amerykańscy, brytyjscy, czy nawet rosyjscy żołnierze trafiali na jakiegoś uszkodzonego, porzuconego Opla Blitz, nierzadko mogli naprawić jego silnik przy użyciu części z Chevroleta. W końcu była to konstrukcja z tego samego koncernu…

Na koniec muszę wspomnieć o jeszcze jednej ciężarówce – był nią słynny „Kubuś”, czyli wóz pancerny zbudowany przez Armię Krajową, w czasie Powstania Warszawskiego. Pod pancerną osłoną krył się tutaj ciężarowy Chevrolet 155, którego warszawska elektrownia kupiła na potrzeby własne tuż przed wojną.

chevrolet_polskie_radio_II_rp_5