62-letnia półciężarówka, która przez cztery dekady służyła do jazdy na co dzień – ten samochód nadal żyje

Cztery lata temu motoryzacyjne media szeroko opisywały historię Amerykanina Boba Sportela. Mężczyzna ten zasłynął z faktu, że przez 38 lat dojeżdżał do pracy tą samą, lekką ciężarówką z końca 50-tych. Teraz natomiast Bob Sportel wrócił na nagłówki, gdyż – jak się okazało – jego samochód przetrwał kolejne cztery lata i nadal regularnie wyjeżdża na drogi.

Cała historia rozpoczęła się w 1977 roku, w małym miasteczku w stanie Minnesota. Bob Sportel rozpoczął wówczas pracę w lokalnej firmie z branży rolniczej i szukał więc pojazdu, którym mógłby na co dzień do niej dojeżdżać. Nie miał wielkich wymagań, gdyż auto miało pokonywać ledwie jedną milę w każdą stronę. Nie miał też szczególnego budżetu, gdyż dopiero zaczynał swoją karierę.

Ostatecznie wybór padł więc na 20-letniego pickupa marki Chevrolet. Samochód ten pochodził z 1957 roku i wcześniej przez dwie dekady służył lokalnemu rolnikowi. Jak łatwo się domyślać, auto z taką przeszłością nie mogło być idealne. 20-letni pickup świetnie za to mieścił się w minimalnym budżecie. Pan Sportel wydał na niego dokładnie 75 dolarów. W przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, to około 310 dzisiejszych dolarów. To zaś można przeliczyć na około 1200 złotych.

Co było dalej? Szczerze mówiąc, nie działo się zbyt wiele. Bob Sportel po prostu jeździł swoim Chevroletem do pracy i starał się maksymalnie ograniczać wydatki na jego eksploatacji. W ciągu 38 lat codziennych dojazdów, łączne poniesione przez niego koszty wyniosły około 1000 dolarów. Oczywiście wiązało się to z ciągła prowizorką oraz przymykaniem oka na „niedoskonałości”.

Dla przykładu, przerdzewiały tłumik został zastąpiony brakiem tłumika. Gdy w nadwoziu pojawiły się dziury, Amerykanin po prostu się do nich przyzwyczaił, wierząc w siłę klasycznej ramy. Kiedy tapicerka po stronie kierowcy uległa całkowitemu zniszczeniu, pan Sportel zakleił ją duża dawką srebrnej taśmy. Przebieg nie jest znany, gdyż licznik przestał działać i nikt się tym przejmował. Przy dojazdach na dystansie dwóch mil dziennie, po prostu nie miało to znaczenia. Jeśli jednak chodzi o obsługę silnika, to właściciel wiekowego Chevroleta miał jedną, szczególną zasadę – wymieniać olej dokładnie cztery razy w roku.

Bob Sportel przeszedł na emeryturę w 2015 roku i wtedy też zrobiło się o nim głośno. O jego aucie nagrywano reportaże, a sam Chevrolet postanowił wykorzystać je w reklamie. Ponadto, wraz z tym przejściem na emeryturę, wiekowy pickup przestał służyć na co dzień. Po pierwsze, pan Sportel po prostu nie musiał już dojeżdżać nim do pracy. Po drugie, Amerykanin sprawił sobie „mały” prezent, w postaci fabrycznie nowego Chevroleta Silverado 1500.  Czy oznacza to jednak, że przerdzewiała i rycząca półciężarówka z 1957 roku trafiła na złom? Dziennikarze telewizji „Kare 11” postanowili to ostatnio sprawdzić, wracając do słynnego Chevroleta i pytając o jego obecną sytuację.

Jak się okazało, 62-letni samochód nadal pozostaje w użytku, służąc teraz do hobbystycznych przejażdżek. Podobno pan Sportel wyjeżdża nim na lokalne drogi kiedy tylko ma ku temu wolny czas.  Co więcej, lista prac wykonanych przy aucie pozostaje równie krótka. W ciągu tych czterech lat, od 2015 roku, właściciel samochodu poczynił tylko jedną nieplanowaną inwestycję. Była to wymiana wszystkich świec zapłonowych. Reszta auta pozostaje zaś w typowym dla siebie stanie.

Poniżej zamieszczam reportaż „Kare 11” właśnie na ten temat. Na samym początku znajduje się archiwalne nagranie z 2015 roku, prezentujące Chevroleta w stanie, w którym służył do dojazdów do pracy. Na samym końcu można zaś zobaczyć nowsze zdjęcie, na którym 62-letni staruszek stoi obok swojego następcy, wspomnianego Silverado.